Category: Lifestyle

Jest niedziela rano, ostatni dzień września. Wokół cisza i spokój, parzy się świeża kawa, a ja wspomnieniami wędruję do początków tego miesiąca – mojego ulubionego miesiąca w roku. Czas na wrześniowe tu i teraz.

Sierpień był jednym z najspokojniejszych miesięcy tego roku. Minął mi leniwie i niespiesznie. Pozwolił nacieszyć się ostatnimi naprawdę ciepłymi dniami tego lata oraz odkryć kilka nowych miejscówek w moim mieście, Krakowie.

Koniec lipca oznacza tylko jedno – połowa wakacji, a co za tym idzie i lata, za nami. Jak wyglądał mój lipiec? Gdzie i jak go spędziłam? Zapraszam na podsumowujące ten miesiąc “Tu i teraz”.

Ten czerwiec był jednak trochę szalony. Wydarzyło się w nim tyle dobrego, tyle nowego i niespodziewanego. Nie narzekam, cieszę się, bo mam z czego. 

Maj to mój ulubiony miesiąc. To coraz dłuższe wieczory i cieplejsze dni. To zapach bzu, konwalii oraz piwonii. Zapraszam na majowe tu i teraz.

Kwiecień minął jak szalony i był pełen zwykłych chwil i niezapomnianych wspomnień. Zapraszam na kwietniowe tu i teraz.

Marzec był szalony. Minął mi pod znakiem podróży, pracy (i pracy podczas podróży), spotkań z ważnymi dla mnie ludźmi i dobrego jedzenia.

Luty zaczął się niezwykle szybko. Kończę ten miesiąc z ogromnym uśmiechem na twarzy, pełna nadziei i optymizmu czekam na marzec i wiosnę.

Styczeń ma dla mnie smak waniliowej kawy, arabskich daktyli i sycylijskich arancini. Smakuje spokojem, odpoczynkiem i względnym (mniejszym lub większym) porządkiem w głowie.

Grudzień był zwariowany, ale kończy się bardzo przyjemnie i sprawia, ze zamyka ten rok w dobrym stylu.

Listopad powoli dobiega końca. Co to był za miesiąc! Pełen niespodzianek, spełniania małych marzeń, oczekiwania i wdrażania w życie nowych, pozytywnych nawyków.

To ostatni październikowy poniedziałek. Jest wcześnie rano, za oknem ciemno, Kot jeszcze śpi, a ja trzymam ogromny kubek w króliki z gorącą herbatą i tym samym dziwnie zaczynam ten dzień.

Tegoroczny wrzesień był dla mnie niezwykle ważny i zapewne zapamiętam go na długo. Ostatnie dwudzieste urodziny, euforia po sierpniowym spełnianiu marzeń i niespodziewane podjęcie jednej z najważniejszych decyzji ostatnich lat.

Sierpień minął nieprawdopodobnie szybko. W końcu wszystko co dobre, szybko się kończy.

Lipiec od dziecka kojarzy mi się z wakacyjną pogodą w kratkę. Raz japonki, raz kalosze. Raz parasol, raz krem z filtrem. Lipiec to też wakacje na wsi i zrywanie owoców prosto z krzaczka. Truskawki, maliny, poziomki, jeżyny, porzeczki, agrest.

Połowa roku za nami. Jak ten czas szybko płynie! Dopiero mieliśmy marzec. Już koniec czerwca. Lubię ten miesiąc. Tak ogólnie. Za lato, truskawki i piwonie.

Maj. Jeden z moich ulubionych miesięcy. Lubię go, bo przynosi dużo radości, piękną pogodę i napawa nadzieją.

Kwiecień plecień, bo przeplata… Tak było. Ciepło-zimno. Słonecznie-deszczowo. Nudno-intensywnie. Tęsknie-zbyt nachalnie. Motywująco-leniwie. Pouczająco. Taki był ten miesiąc.

Jest piękne marcowe popołudnie. Słońce cudownie zagląda mi w okna. To dobrze. To wspaniale, bo to właśnie teraz potrzebuję go najbardziej.

Luty był szybki i krótki. Minął nie wiem kiedy i w większości był miesiącem lenistwa. Przyniósł jednak kilka dobrych pomysłów i łaskawie pozwolił zaplanować wszystkie tegoroczne podróże.

Styczeń. Tyle dobrych rzeczy się w nim wydarzyło, tyle nowych rzeczy udało się już zaplanować, tyle niespodziewanych wyjazdów znalazło się w kalendarzu.