Luty był szybki i krótki. Minął nie wiem kiedy i w większości był miesiącem lenistwa. Przyniósł jednak kilka dobrych pomysłów i łaskawie pozwolił zaplanować wszystkie tegoroczne podróże.
Świętowałam (bardzo hucznie) Międzynarodowy Dzień Pizzy, obalałam z Kotem Walentynki, zaliczyłam dwa interesujące koncerty (koncert muzyki współczesnej skomponowanej na wiolonczelę oraz koncert pieśni operowych) i cieszyłam się z mniejszych i większych osiągnięć. Nie ma na co narzekać.
A tymczasem w lutym…
Słucham – Julie Byrne. Odpręża mnie, uspokaja i pozwala przenieść się w magiczny świat.
Czuję – (a raczej mam nadzieję) że już za niedługo wiosna. Mam dość tego przesilenia zimowo-wiosennego. Tego ciągłego niewyspania i coraz mniejszych pokładów energii.
Chciałabym – znowu pójść na jakieś studia. Niby mówi się, że po roku przerwy człowiekowi nie chce się wracać na uczelnię, a ja mam właśnie na odwrót. Każdy rok przerwy uświadamia mnie w tym, że uwielbiam się uczyć i że chętnie wróciłabym na studia. Chyba będę musiała przemyśleć, co mogę zacząć studiować od września.
Planuję – kolejną podróż. W marcu wybieram się na długi weekend na Teneryfę i już nie mogę się go doczekać. Planuję co zobaczyć, co zjeść i w sumie już wiem, że jeszcze kiedyś tam wrócę. Bo 3 dni to zdecydowanie za mało, żeby zobaczyć całą wyspę.
Uczę się – hiszpańskiego. Poddałam się i wzięłam się za ten język. Nie lubię go, ale z drugiej strony nie chcę pojechać na Teneryfę i porozumiewać się po włosku albo po angielsku. Moja ambicja wzięła górę w tym przypadku. W sumie idzie mi całkiem nieźle więc kto wie, może mi się kiedyś spodoba.
Czytam – biografię Marii Konopnickiej. I w sumie zdaję sobie sprawę z tego, że to wielka szkoda, że w czasie naszej edukacji szkolnej nie uczymy się i nie poznajemy lepiej (od strony prywatnej) naszych narodowych pisarzy, naukowców czy bohaterów. To są niezwykle interesujące i motywujące postaci.
Oglądam – premiery filmowe w kinach oraz nowe, wartościowe kanały na Youtube, dzięki których poszerzam moją wiedzę. Myślę o wpisie na bloga z kanałami, które warto oglądać i które faktycznie wnoszą coś do naszego życia, a nie są tylko stratą czasu.
Pracuję – tak jak i w poprzednim miesiącu – nad blogiem, nad nowymi wpisami, nad nowymi pomysłami. No i oczywiście nad sobą. Bo praca nad sobą naprawdę popłaca.
Czekam – na marzec. To będzie dobry miesiąc. To będzie miesiąc licznych spotkań z osobami, które są daleko i za którymi ogromnie tęsknię. Miesiąc inspiracji, motywacji, pierwszych tegorocznych podróży i spełnionego marzenia.
A Wam jak minął luty? Przeleciał między palcami czy zaznaczył się czymś konkretnym?
Recent Comments