Rok 2017 minął w mgnieniu oka i pozostawił po sobie dużo dobrych emocji i fantastycznych wspomnień. Przeczytałam wiele ciekawych książek, obejrzałam piękne filmy, uczestniczyłam we wspaniałych wydarzeniach kulturalnych, odkryłam niesamowite zakątki świata i musiałam podjąć parę ryzykownych sytuacji. Oto jaki był mój 2017 rok. Zapraszam na jego podsumowanie.
Kiedy 2016 rok dobiegał końca i kiedy podsumowywałam go na blogu (tutaj) miałam tylko jedno małe życzenie – żeby ten nadchodzący czas nie był gorszy od mijającego. Może głupio to zabrzmi, ale w moim życiu lata kończące się na liczbę nieparzystą zawsze przynosiły jakieś nieszczęście albo większe problemy.
2012 rok był przedni (pełno podróży m.in. do Berlina, na Ibizę, do Neapolu, Barcelony czy w końcu upragniony wyjazd na Erasmusa), rok 2013 nie wyróżnił się niczym szczególnym oprócz powrotu z Erasmusa i przeżywania depresji post-Erasmus. 2014 rok był zaskakujący, przyniósł nowe wyzwania, znajomości i kierunki podróżnicze, a rok 2015 minął pod znakiem niefajnie zakończonej przyjaźni oraz przykrego wypadku, który wpłynął na długo na moje ogólne samopoczucie i wiarę w siebie. Rok 2016 był niesamowity i najlepszy w swoim rodzaju. Nie chciałam, żeby 2017 zepsuł tak świetny czas, relacje, podróże i wyzwania. Nie chciałam znowu przeżywać spadku formy, złego nastroju i odbijać się od dna sinusoidy.
ROK 2017
2017 rok zaczęłam od wyznaczenia sobie mniejszych i większych celów. Wprowadziłam nowe nawyki, które miały pozytywnie wpłynąć na moje życie i na każdą jego sferę.
Wyznaczyłam sobie podróżnicze cele, które z miesiąca na miesiąc zaznaczałam na zielono. Każdy piątek stał się tradycyjnym wyjściem do kina na premierę. Za punkt honoru wzięłam sobie przeczytanie co najmniej 2 książek w miesiącu oraz częste wyjścia do muzeów czy na koncerty.
Chciałam też zadbać o swoje zdrowie. Zrobiłam wszystkie badania kontrolne. Zaczęłam ćwiczyć 3-4 razy w tygodniu, a od września wróciłam na jogę. Zaczęłam też zwracać uwagę na to, co jem. Oczywiście, że robiłam sobie cheat days i nie odmawiałam sobie pizzy, kiedy miałam na nią ogromną ochotę, ale w tygodniu starałam się jeść zdrowo. Dzięki temu moja kondycja i wytrzymałość bardzo się poprawiły.
W połowie roku dopadła mnie/nas ciężka sytuacja rodzinna, która mogła położyć na łopatki cały mój dobry humor i pozytywne podejście. Postanowiłam, że się nie poddam i stwierdziłam, że tylko wyciągnięcie z tego ważnych wniosków spowoduje, że będzie to dla mnie kolejna lekcja życiowa, którą muszę odrobić. Nie będę udawać, że było łatwo. Było mega ciężko – praca, dom, zajęcia dodatkowe i codzienne dyżury w szpitalu sprawiały, że wieczorami padałam na twarz. Ale udało się! Dzisiaj jestem silniejsza i wiem, że nawet z najgorszej sytuacji jest wyjście. Po co to piszę? A po to, że może ktoś z Was jest w takiej beznadziejnej sytuacji. Chcę pokazać, że pozytywne nastawienie jest w stanie zdziałać cuda. W końcu szczęście zależy od nas samych i zaczyna się od małej, najmniejszej myśli.
Koniec roku sprawił, że podjęłam jedną z najbardziej ryzykownych decyzji mojego życia, która stawia nowy rok pod jednym wielkim znakiem zapytania. Jeszcze nigdy nie byłam bardziej podekscytowania i nie oczekiwałam tak bardzo niewiadomego, jak w tej chwili.
2017 PODRÓŻNICZO
2017 rok rozpoczęłam planem podróżniczym na całe 12 miesięcy. Nie było tam żadnych dat, były tylko miejsca, które chciałabym odwiedzić. Jedynym miejscem, które zostało nieskreślone jest Łódź. Reszta podróżniczych celów została osiągnięta.
W styczniu udało mi się zorganizować weekendowy wypad w góry w okolice Czorsztyna ze znajomymi. Dzięki temu zobaczyłam Jezioro Czorsztyńskie i Zamek w Niedzicy. Średniowieczne zamki zimą są jeszcze bardziej magiczne.
Marzec upłynął pod znakiem przyjaźni. W połowie miesiąca odwiedziłam przyjaciółkę w Warszawie, a pod koniec marca spotkałam się z drugą przyjaciółką na Teneryfie. Teneryfa okazała się jednym z moich miejsc na ziemi.
Przełom kwietnia i maja spędziłam na Wyspach Liparyjskich, a dokładnie na Vulcano. Udało mi się zobaczyć też Lipari oraz Stromboli, które od kilku lat było moim małym marzeniem.
Maj był podróżniczym marzeniem. Udało mi się wyjechać na weekend panieński w okolice Żywca, a dokładnie do Rajczy, gdzie w malowniczej okolicy odpoczęłam w fantastycznym towarzystwie. Kolejny weekend spędziłam w Warszawie. Pod koniec maja pojechałam do Poznania na konferencję dla blogerów – Blog Conference Poznań.
W czerwcu bawiłam się na prawdziwym śląskim weselu, a lipiec udało mi się zamknąć pobytem w Gdynii i konferencją See Bloggers.
Sierpień to wyjazd do USA i spełnianie marzeń. Oprócz pobytu w Chicago udaliśmy się na road trip po zachodnich stanach Ameryki, którego nie zapomnę do końca życia.
Po szalonym sierpniu przyszedł czas na spokojny wrzesień spędzony w domu, czyli w Krakowie i świętowanie naszych urodzin.
W październiku po raz kolejny w tym roku udało mi się odpocząć na polskiej wsi, po raz drugi odwiedzić Sycylię oraz zwiedzić miasto Bergamo położone w Lombardii.
W listopadzie po raz drugi pojechałam do Poznania, aby 11 listopada móc skosztować tradycyjnego Rogala Świętomarcińskiego. Kolejny punkt z mojej bucket list został wykreślony.
Grudniowa podróż do Dubaju zamyka 2017 w piękny sposób. Tak intensywnego podróżniczego roku nie mogłam sobie lepiej wymarzyć.
2017 KULTUROWO
2017 rok obfitował w kulturalne wydarzenia. W styczniu miałam okazję prowadzić moje pierwsze slajdowisko o Sycylii. Byłam z tego bardzo dumna, ponieważ spodziewałam się, że na moje opowieści przyjdą najbliżsi znajomi i rodzina, a sala była prawie pełna.
W lutym udało mi się uczestniczyć w koncercie Orkiestry Solvay, którą kiedyś prowadził mój tato. Wysłuchałam również koncertu wiolonczelowego w ramach IV Wiosny Wiolonczelowej oraz udałam się na koncert arii operowych. Jedną z solistek była moja kuzynka.
W marcu spełniłam moje operowe marzenie, którym było “Nabucco” Verdiego. Poza tym “obejrzałam”, a raczej doznałam na własnej skórze “Niewidzialnej Wystawy”, która wywołała u mnie bardzo silne emocje.
W maju odwiedziłam Muzeum Piwa w Żywcu (tak, to też zalicza się do wydarzenia kulturowego) oraz warszawską wystawę “Dali kontra Warhol“.
W lipcu wysłuchałam koncertu niezwykle utalentowanej Julii Pietruchy oraz wzięłam udział w degustacji portugalskich win.
W październiku uczestniczyłam w spotkaniu z fantastycznym Olkiem Dobą, obejrzałam widowisko burleski oraz wybrałam się na krakowskie Targi Książki.
W listopadzie wzięłam udział w Warsztatach Fotografii Społecznej, które były organizowane przez Krakowskie Forum Kultury.
Grudzień upłynął pod znakiem teatru i przezabawnej komedii “Wieczór Kawalerski” obejrzanej w krakowskim Teatrze Bagatela.
2017 KSIĄŻKOWO
Zeszły rok zamknęłam liczbą 26 przeczytanych książek. Czy to dużo czy mało? Na to pytanie musicie odpowiedzieć sobie sami. Dla mnie to dużo, bardzo dużo, biorąc pod uwagę pozostałe tegoroczne wydarzenia.
Wśród przeczytanych pozycji w większości znajdują się reportaże i biografie, czyli moje ulubione gatunki literackie. Oto moja subiektywna lista 5 najlepszych książek przeczytanych w 2017 roku:
- “Lepiej” Gretchen Rubin – poradnik, który w prosty i przystępny sposób pozwala na zmianę strategii w życiu i na wyrobienie sobie nowych, lepszych nawyków. Tą książką zaczęłam rok i wiem, że dzięki niej osiągnęłam w 2017 bardzo wiele.
- “Miasto Archipelag” Filip Springer – reportaże, opowiadające jak toczy się życie w miastach, które w 1999 roku utraciły status stolicy województwa. Odwiedzamy Kalisz, Krosno, Częstochowę, Tarnów czy Słupsk i rozmawiamy o życiu w tych miastach z ich mieszkańcami. Wspaniałe spojrzenie na współczesną Polskę.
- “Miłość w Apulii” Chris Harrison – lekka i zabawnie napisana opowieść o prawdziwym życiu we Włoszech. Oprócz tego, że można się przy niej świetnie bawić, to w dodatku dowiadujemy się wielu rzeczy na temat włoskiej codzienności. Jak widać, to wcale nie taka dolce vita, jak się wszystkim wydaje.
- “Wanda” Anna Kamińska – świetna biografia Wandy Rutkiewicz, pierwszej polskiej himalaistki. Opowiada historię rodziny Wandy, tłumaczy jej charakter, pokazuje kiedy narodziła się jej miłość do gór i jak się ona rozwijała. Oprócz faktów o Wandzie, autorka przytacza również wspomnienia znajomych himalaistki, które wnoszą dużo dodatkowych informacji na jej temat.
- “Nie każdy Brazylijczyk tańczy sambę” Tony Kososki – wciągający, interesujący i inspirujący reportaż z podróży przez Brazylię, Boliwię i Peru.
2017 FILMOWO
2017 rok zakończyłam 37 obejrzanymi filmami. To dużo gorzej w porównaniu do zeszłego roku, ale biorąc pod uwagę czerwcowo-lipcowe zawirowania oraz sierpniowy wyjazd jestem z tej liczby całkiem zadowolona.
Oto 5 najlepszych filmów 2017 roku:
- “Najlepszy” – niezwykle motywująca historia Jerzego Górskiego, który będąc na totalnym dnie zwyciężył w podwójnym amerykańskim Iron Manie. Świetne aktorstwo, rewelacyjny scenariusz i fantastyczna praca kamery. Ten film to mój ulubieniec minionego roku.
- “Cicha Noc“ – kolejny polski obraz, który wyszedł pod koniec roku i pozytywnie zaskoczył. Spojrzenie na polską rzeczywistość wigilijną i nie tylko.
- “La La Land“ – prosta, ale wzruszająca historia, piękne zdjęcia i muzyka oraz świetny montaż. Fantastyczny i zachwycający musical, który w tym roku podbił moje serce.
- “Twój Vincent” – polsko-brytyjska koprodukcja, która zachwyca i sprawia, że widz na chwilę przenosi się do świata obrazów Vincenta van Gogha.
- “Le orecchie” – włoska wersja naszego polskiego “Dnia Świra”. Czarno-biały obraz, czarny humor i znaczenie, które trzeba czytać między wierszami. Fantastyczny i zmuszający do myślenia.
Niestety, nie obeszło się również bez filmowych wtop, czyli bardzo, bardzo złych filmów. Dlaczego je obejrzałam? Wybierając się na nie do kina, miałam nadzieję, że to będą dobre produkcje. Wyszło inaczej. Oto moja subiektywna lista 5 najgorszych filmów 2017 roku:
- “Szatan kazał tańczyć” – tegoroczne nieporozumienie. Płytki, denny i po prostu głupi film, który o niczym nie opowiada i niczego nie wnosi. Beznadziejne dialogi i nieprzemyślany scenariusz. To jest bardzo zły film. Nie oglądajcie go, nigdy!
- “Bikini Blue” – mocno mnie dziwi, że Tomasz Kot zdecydował się zagrać w czymś takim. Dziwny, nudny, niepokojąco zły.
- “Ach śpij kochanie” – bardzo niefajny polski dreszczowiesz. Słaby, nudny, bez emocji, monotonny, bez napięcia, sztuczny… mogłabym tak w nieskończoność. Poprzestanę tylko na tym.
- “Na pokuszenie” – piękne zdjęcia, cudowne kostiumy, dobra muzyka, ale potencjał filmu w ogóle nie wykorzystany. Nudny, bez emocji, nietrzymający w napięciu. Szkoda, że to nie wypaliło.
- “Maria Skłodowska-Curie” – zmarnowany potencjał na film o genialnej Marii Curie. Stereotypowy, płaski i nudny. Chyba nie zliczę, ile razy kiwałam głową na nie. Lepiej przeczytać genialną biografię Marii Skłodowskiej-Curie i na tym poprzestać.
Taki, w ogromnym skrócie, był mój 2017 rok. A jak było u Was? Jakie były Wasze najlepsze i najgorsze książki lub filmy? Gdzie udało Wam się wyjechać?
Jeśli sami tworzycie swoje podsumowania, podrzućcie do nich link w komentarzu. Chętnie poczytam co się u Was działo.
Pomyślnego 2018 roku!
Recent Comments