Jest wczesny poranek, ostatni piątek czerwca. Miasto powoli budzi się do życia, a mnie uderza w nozdrza zapach świeżo zaparzonej kawy. Zabieram się za pisanie #tuiteraz, podsumowującego kończący się miesiąc i myślę sobie, że ten czerwiec był jednak trochę szalony. Wydarzyło się w nim tyle dobrego, tyle nowego i niespodziewanego. Nie narzekam, cieszę się, bo mam z czego.
Początek czerwca zaczął się spokojnie. Leniwymi spacerami odkrywałam piękno mojej ulubionej dzielnicy Krakowa – Podgórza. Później był wyjazd do Andaluzji – zwiedzanie Sewilli, Grenady i Malagi. Zajadanie się tapas, obserwowanie miast z tarasów widokowych i zabawa na weselu mojej przyjaciółki. Po powrocie zaczęła się intensywna praca i nowe tłumaczeniowe wyzwania. Ostatni weekend spędziłam na konferencji dla twórców internetowych w Łodzi. Czekałam na ten wyjazd jak na zbawienie. Byłam ciekawa nie tyle samego wydarzenia, które po raz kolejny okazało się być genialne, co miasta. O Łodzi słyszałam dużo sprzecznych opinii. Że ładna, że obskurna, że tam nic nie ma, że jest totalnie artystyczna. Wyznaję zasadę, że dopóki nie wyrobię sobie własnego zdania o jakimś miejscu, nie wierzę w to, co mówią inni. No i w Łodzi przepadłam. Totalnie i całkowicie. Łódź to miasto ciekawe, wymagające otwartego umysłu, dziwne i trudne do zdefiniowania. To miasto, które nie da się określić jednym przymiotnikiem – ładne, brzydkie. I właśnie dlatego tak bardzo mnie urzekło (ale o tym będzie jeszcze na blogu). Czerwiec zakończę weekendem na wsi. Cisza, spokój, rodzinne spotkania i plewienie grządek. Dobrze, że ten miesiąc objęty jest takimi beztroskimi ramami. Czasami odpoczynek od szaleństwa jest jak najbardziej potrzebny.
A tymczasem w czerwcu…
Słucham – z racji tego, że czerwiec był dla mnie totalnie szalony, przy pracy zasłuchiwałam się w muzyce klasycznej (wiecie, Bach, Vivaldi, Czajkowski, takie klimaty). Wstając od komputera włączałam coś bardziej ruchliwego i moim czerwcowym wyborem była nowa Kaśka Nosowska i jej “Ja Pas”. Uwielbiam ten kawałek! Te słowa, ten bit, to wszystko… jestem całkowicie na tak!
Podczas tegorocznej edycji SeeBloggers w Łodzi miałam okazję uczestniczyć w koncercie Nosowskiej i muszę się przyznać, że jej nowa muzyczna odsłona całkowicie do mnie przemawia. To są jak najbardziej moje klimaty.
Chciałabym – aby każdy miesiąc był taki, jak ten mijający czerwiec. Pełen podróży, smakowania, odkrywania nowych miejsc, leniwego spacerowania po moim rodzinnym Krakowie. Pełen intensywnej pracy zawodowej, którą uwielbiam. Pełen cudownych spotkań i rozmów.
Czytam – kończę “Historię nowego nazwiska”, drugi tom z cyklu “Genialna Przyjaciółka” włoskiej pisarki Eleny Ferrante, którą zaczęłam w maju. Przeczytałam też książkę “Serce” Edmunda de Amicisa, która kilka razy chwyciła mnie za serce i sprawiła, że po moim policzku poleciała łza. Niby taka łatwa i banalna książeczka dla dzieci, a ma w sobie tyle wartościowych, życiowych lekcji, że powinien ją przeczytać każdy dorosły.
Oglądam – kinowe nowości oraz ciekawe i inspirujące kanały na YouTube. W czerwcu widziałam “Kochając Pabla, nienawidząc Escobara”, który był ciekawy, ale pozostawił pewien niedosyt. Javier Bardem i Penélope Cruz stworzyli świetne postaci i bardzo dobrze weszli w swoje role. Będąc po obejrzeniu serialu “Narcos” spodziewałam się jednak czegoś mocniejszego. Przepięknym obrazem okazała się polska “Zimna wojna” Pawła Pawlikowskiego. Ten film to kinematograficzna perełka, w każdym calu – muzycznie, artystycznie czy zdjęciowo. Świetne kreacje Joanny Kulig, Tomasza Kota, Agaty Kuleszy i Borysa Szyca. “Zimna wojna” jest nieprzegadana, delikatna i niedopowiedziana, dzięki czemu każdy odczyta ją w nieco inny, może bardziej indywidualny sposób. Uwielbiam ten film i wiem, że pójdę na niego do kina jeszcze raz.
Planuję – kolejny miesiąc, który rozegra się między kilkoma projektami tłumaczeniowymi, nowymi zleceniami, blogiem oraz kolejnym wyjazdem. Tym razem lecę na moją ukochaną Sycylię. Już nie mogę się doczekać spotkań z rodziną i znajomymi, tych wszystkich pyszności sycylijskiej kuchni oraz wschodów i zachodów słońca za plaży.
Uczę się – priorytetyzowania zadań i coraz częściej dostrzegam, że pewne rzeczy wcale nie są takie ważne i priorytetowe, jak mi się wydawało. Że mogę je odpuścić i świat się przez to nie zawali. Uczę się też ogarniania czasu, wszystkich ważnych spraw i naginania czasoprzestrzeni. Czasami wydaje mi się, że w tym miesiącu wzięłam na siebie za dużo obowiązków, ale nie mogę narzekać, bo…
Czuję się – szczęśliwa i powoli zaczynam się spełniać. Cieszę się, że postawiłam na rozwój swojej kariery w branży tłumaczeniowej i że zrezygnowałam z pracy w korporacji. To była najtrudniejsza, najważniejsza, ale i najlepsza decyzja, której absolutnie nie żałuję. Praca w korpo dała mi dużo doświadczenia i wiele mnie nauczyła, ale totalnie mnie nie rozwijała. Dlatego też cieszę się, że przetrwałam najgorsze pierwsze miesiące jako freelancer i że uzbroiłam się w cierpliwość.
Pracuję nad – nowymi zleceniami oraz nad wpisami na bloga. Chcę w końcu napisać i opublikować artykuły o Andaluzji, która totalnie mnie zauroczyła, zaskoczyła i zostanie w moim serduszku na dłużej. Pracuję też, a raczej dopieszczam, wpisy o Wrocławiu, Poznaniu i Łodzi na weekend. Polecam w nich sprawdzone miejsca do spania, moje ulubione miejsca, które warto zobaczyć oraz lokale, w których dobrze karmią.
Jestem wdzięczna – za to co mam. Za to, że mam pracę, którą lubię. Że mam wokół siebie fantastycznych ludzi, rodzinę i przyjaciółki. Że mam pasje, które rozwijam i że odwiedzam miejsca, o których marzyłam w dzieciństwie.
Taki był mój czerwiec. Szalony, szybki, pełen dobrych informacji i fantastycznych emocji. A jak Tobie minął ten miesiąc? Podziel się nim ze mną w komentarzach.
Wpisy opublikowane w czerwcu:
Recent Comments