Podsumowanie kolejnego roku to już moja mała, noworoczna tradycja. Lubię podsumowania. Dzięki nim widzę ile się wydarzyło, gdzie jestem, czego doświadczyłam i jakie lekcje z tych doświadczeń wyniosłam. Te bardziej osobiste podsumowania robię dla samej siebie, żeby móc się coraz bardziej rozwijać i wyznaczać sobie coraz to mądrzejsze, życiowo-zawodowe cele. Na blogu dzielę się bardziej ogólnym, podróżniczo-kulturalnym podsumowaniem, na które serdecznie Was zapraszam. 

 

ROK 2018

2018 rok zaczęłam trzy godziny wcześniej, niż znajomi i rodzina świętujący w Polsce. Nowy rok powitałam na pustyni w Dubaju, gdzie wzniosłam toast bezalkoholowym szampanem. Myślałam i miałam nadzieję, że będzie to znak czegoś nowego, szalonego i nieprzewidywalnego. Tak też było, stety i niestety. 

Po powrocie do Polski nic materialnego na mnie nie czekało. Wraz z 2017 rokiem zakończyłam pracę na etacie i nie mogłam się doczekać wszystkich możliwości, które miałam przed sobą oraz wdrożenia w życie pomysłów, które kłębiły się w głowie. Chciałam też w końcu odpocząć od tego co “muszę” i robić tylko to, co naprawdę “chcę”.

W połowie stycznia zostałam właścicielką niewielkiego terenu rolnego, który, jak się później okazało, z biurokratycznego punktu widzenia był niestety za duży. Położył kres mojemu pierwszemu biznesowemu planowi, który miał wyglądać następująco: 6 miesięcy bezrobocia + otworzenie własnej działalności gospodarczej + złożenie wniosku o dofinansowanie na rozkręcenie firmy. Pomysł spalił na panewce, a ja na dobre kilka miesięcy straciłam tak ważną wtedy motywację i nadzieję, że wszystko się jakoś ułoży.

W połowie lutego coś zaczęło się dziać. Nawiązałam kilka współprac zawodowych, z czego najważniejszą i tą najbardziej wymarzoną była współpraca z wydawnictwem Ze Słownikiem. W lutym też, po kilkunastu długich latach, do Polski wrócił mój Tato.

W kwietniu skorzystałam z okazji i zabawiłam się w młodego rolnika. Zasadziłam i zasiałam trochę swoich własnych warzyw, które zbierałam przez całe lato, aż do późnej jesieni. Na kawałku pola wyrosły mi marchewka, pietruszka, koper, rzodkiewka, pomidory, bób, kalafior, szczypiorek, ogórki, fasola i kapusta. W sadzeniu pomagał mi Tato i wujek (w końcu robiłam to pierwszy raz, więc ktoś musiał mi wytłumaczyć co, jak i dlaczego), a w plewieniu czasami ciocia. Na początku nie byłam do tego pomysłu przekonana i podchodziłam do niego bardzo sceptycznie. Myślałam sobie “jeśli coś wyrośnie to super, jeśli nie – to trudno”. Ale kiedy zobaczyłam pierwsze plony, a w ręce trzymałam moją pierwszą, własną rzodkiewkę, nie mogłam wyjść z podziwu. Ta cała sytuacja, oprócz nowej umiejętności, nauczyła mnie jeszcze większej cierpliwości, szacunku i pokory. A zdanie, które zobaczyłam 2 lata temu w Colorado (“Jadłeś dzisiaj śniadanie? Jeśli tak, podziękuj swojemu rolnikowi”) nabrało dla mnie jeszcze głębszego znaczenia.

tu i teraz maj

 

W maju wpadłam na genialny pomysł! Wymyśliłam sobie powrót na studia i tak też zrobiłam. Przez całe wakacje trochę pracowałam, trochę podróżowałam i trochę bawiłam się w rolnika. Każdy wolny weekend spędzałam na wsi, gdzieś w świętokrzyskim, zbierając warzywa i owoce i robiąc z nich przetwory na zimę.

W październiku wróciłam na studia, które dają mi naprawdę sporo frajdy. Uczę się dużo nowych rzeczy, które interesują mnie jako filologa i jako człowieka. Nie wiem, czy skończę te studia. Z jednej strony bardzo bym chciała napisać pracę magisterską o dialekcie sycylijskim, bo wiem, że pociągnie ona wiele innych osobistych projektów związanych z Sycylią, a z drugiej strony wiem, że robię to dla własnego “fun’u” i że w każdej chwili mogę powiedzieć “basta”. W listopadzie podupadłam trochę na zdrowiu, przez co ucierpiała zarówno nauka na studiach, życie prywatne, jak i blog. Na szczęście wyszłam z tamtej sytuacji obronną ręką, dużo silniejsza niż wcześniej. Nauczyło mnie to, że nie można bać się prosić o pomoc oraz że odwaga (moje słowo na 2018), także ta cywilna, to cecha i umiejętność, którą trzeba, a nawet należy rozwijać. 

Końcówka roku to około świąteczne spotkania ze znajomymi i święta spędzone w rodzinnym gronie. 

 

2018 PODRÓŻNICZO

2018 rok nie wygląda podróżniczo tak dobrze i zachwycająco, jak chociażby rok poprzedni. 2 kontynenty, 6 krajów (w tym również Polska), około 35 miast. 

Podróże 2018 roku nauczyły mnie jednej ważnej rzeczy, a mianowicie, aby nie uzależniać swojego humoru od panującej w danym miejscu pogody. Do tej pory wybierałam się w miejsca, w których dobra pogoda (słońce i ciepło) była pewniakiem. W 2018 roku “prześladowały” mnie pogodowe anomalie. W Toskanii śnieg, deszcz i burze z gradem, w Porto deszcz i mocny wiatr, a w Sewilli i Granadzie deszcz, zachmurzenia i najniższe czerwcowe temperatury od kilku lat. 

 

Styczeń

Styczeń minął pod znakiem Dubaju. Nowy rok zaczęłam od śniadania w hotelu Burj Al Arab oraz od obiadu w Burdż Chalifie – najwyższym budynku świata. Dzięki podróży do ZEA mogłam wykreślić dwa marzenia z mojej podróżniczej “bucket list” – zachód słońca na pustyni oraz odwiedzenie Meczetu Szejka Zajida w Abu Dhabi. 

Jak smakuje śniadanie w Burj Al Arab
Burj Khalifa, czyli z wizytą w najwyższym budynku świata
Desert Safari, czyli jedziemy na pustynię
Abu Dhabi – z wizytą w Meczecie Szejka Zajida

 

W połowie stycznia odwiedziłam Kazimierzę Wielką, miasto w województwie świętokrzyskim, gdzie spacerowałam po tutejszym parku w zimowej scenerii.

 

Marzec

Marzec zaczęłam od wizyty w… zaśnieżonej Toskanii. Wstyd się przyznać, ale była to moja pierwsza wizyta w tym włoskim regionie. Odkryłam przepiękną Lukkę, odwiedziłam średniowieczną Volterrę, małe miasteczko Montecarlo, zobaczyłam Ponte del Diavolo w Borgo a Mozzano, podparłam Krzywą Wieżę w Pizie i posmakowałam prawdziwej toskańskiej kuchni.

Lukka – co warto zobaczyć w mieście Pucciniego
Piza – praktyczny przewodnik po mieście Krzywej Wieży
Kuchnia toskańska, czyli potrawy, których musisz spróbować

 

W marcu zaliczyłam też weekend z przyjaciółką w zaśnieżonym Wrocławiu, gdzie uczestniczyłyśmy w kursie dla tłumaczy tekstów medycznych.

 

Kwiecień

Kwiecień powitałam w Porto. Zjadłam śniadanie w kultowej Majestic Cafe, odwiedziłam księgarnię Lello, zjadłam najlepszą Francesinhę w mieście, degustowałam wino porto w bodegach Gai oraz nie mogłam oderwać wzroku od portugalskich azulejos.

Porto – co warto zobaczyć, czyli piękne miejsca, zabytki i atrakcje
Porto w Porto, czyli gdzie na degustację wina
Porto – co i gdzie zjeść, żeby posmakować Portugalii

 

W połowie kwietnia wybrałam się do Poznania na konferencję Blog Conference Poznań i po raz kolejny utwierdziłam się w przekonaniu, że to miasto podoba mi się coraz bardziej.

 

Maj

Maj powitałam we Wrocławiu, gdzie oprócz spacerów po mieście szukałam kolejnych ulubionych miejscówek.

 

Czerwiec

Na początku czerwca poleciałam do hiszpańskiej Andaluzji, gdzie odwiedziłam Sewillę, Granadę i Malagę. W Sewilli zwiedziłam cudowny pałac Real Alcazar i uczestniczyłam w weselu mojej przyjaciółki, w Granadzie odwiedziłam Alhambrę oraz kupiłam wymarzony plecak, a w Maladze wzniosłam toast kieliszkiem wina malaga i świętowałam 5 lat z Kotem w najbardziej rustykalnej restauracji rybnej na plaży.

Sewilla – co warto zobaczyć w stolicy Andaluzji
Smakujemy Andaluzję, czyli co i gdzie zjeść w Sewilli
Dlaczego Andaluzja skradła moje serce

 

Pod koniec czerwca pojechałam do Łodzi na wydarzenie See Bloggers. Łódź była na mojej liście polskich miast od dawna, ale jakoś nigdy nie było mi tam po drodze. W końcu miałam okazję przejść się Piotrkowską, odkryć Pasaż Róży i przekonać się na własnej skórze, że Łódź jest bardzo specyficzna i totalnie niesamowita.

 

Lipiec

W lipcu poleciałam na Sycylię, gdzie uczestniczyłam w degustacji wina u stóp samej Etny oraz w prawdziwym, sycylijskim weselu. Odwiedziłam moją ukochaną Katanię, Syrakuzy, malownicze Marzamemi i wygrzewałam się kilka dni na plaży w Donnalucata.

Czym zaskoczyła mnie Sycylia?

 

Sierpień

W sierpniu odkrywałam piękno mojego rodzinnego Krakowa, spacerując po Podgórzu, łapałam zachody słońca gdzieś w świętokrzyskim, a pod koniec miesiąca odwiedziłam podkarpackie Krosno.

 

Wrzesień

We wrześniu przyszedł czas na świętowanie moich 30 urodzin, które spędziłam w Toskanii, spełniając tym samym jedno z moich większych podróżniczych marzeń. Odwiedziłam Florencję, Sienę, San Gimignano, zwiedziłam dolinę Val d’Orcia, łapiąc w kadry mniejsze i większe cyprysowe szlaki, przemierzyłam najbardziej malowniczą drogę tego regionu – Via Chiantigiana – kultowym Fiatem 500 oraz mieszkałam w typowym toskańskim domu w samym sercu regionu Chianti Classico. Moje urodziny świętowałam podwójnie – pierwszy raz we Florencji, na tarasie mieszkania przy Piazza Santa Croce, a drugi raz na degustacji wina w toskańskiej winnicy.

Chianti Classico w toskańskiej winnicy
Najlepsze winiarnie na degustację wina Chianti

 

Listopad

11 listopada, 100 rocznicę Niepodległości Polski, świętowałam w Krakowie, a weekend później pojechałam do Warszawy.

 

Przełom listopada i grudnia spędziłam w Holandii, w moim ulubionym Utrechcie, gdzie poleciałam w odwiedziny do przyjaciółki. Zobaczyłam Rotterdam, w którym się zgubiłam i odnalazłam oraz pojechałam na chwilę do Amsterdamu, gdzie uczestniczyłam w warsztatach fotograficzno-artystycznych.

 

 

2018 KULTUROWO

Kulturowo 2018 rok był nienajgorszy, chociaż mógł być o wiele, wiele lepszy. Obejrzałam 4 wystawy w muzeach, w tym wystawę poświęconą Niepodległej Polsce. Uczestniczyłam w 6 koncertach, w tym w koncercie kończącym Festiwal Jazzowy w Krakowie. Najlepszym wydarzeniem muzycznym był z całą pewnością Orcheston, nowy projekt Gromee’iego, który odbył się w grudniu w Krakowie. Obejrzałam też kilka krakowskich slajdowisk, a tym, który zrobił na mnie największe wrażenie była opowieść o turystyce w Czarnobylu.

Jeśli chodzi o książki przeczytane w minionym roku to jest ich 21, o 5 mniej niż rok wcześniej. Nie wliczam książek przeczytanych na studia oraz lektur, które rozpoczęłam i nie skończyłam. Większość z nich to reportaże, książki podróżnicze oraz książki rozwojowe.

2018 rok zakończyłam 58 obejrzanymi filmami. Do najlepszej piątki zaliczają się: “Nić widmo”, “Trzy billboardy za Ebbing, Missouri”, “Zimna wojna”, “Pierwszy człowiek” oraz “Oni”. 

_________

Do momentu zrobienia tego podsumowania wydawało mi się, że w 2018 roku nic wielkiego, nic spektakularnego się nie wydarzyło, że te 12 miesięcy przeleciały mi bezsensownie przez palce. To prawda, rok 2018 był uboższy w podróże niż rok 2017. Był dziwny, nieprzewidywalny i ciężki, ale przyniósł też dużo dobrego, ogrom niesamowitych wspomnień, wiele mnie nauczył i sprawił, że w nowy rok wchodzę odważnym krokiem.  

Niech 2019 będzie obfity w piękne chwile i same najlepsze wspomnienia!