No i co teraz? Co po maturze? Pewnie każdy z Was zastanawiał się kiedyś nad tym pytaniem. A jeśli jesteś akurat tegorocznym maturzystą, to pytanie wybrzmiewa zapewne w Twojej głowie każdego dnia. Pewnie słyszysz je po kilka razy w tygodniu z ust mamy, taty, dziadków, chrzestnych, sąsiadów i przyjaciół. Co więc warto, a czego lepiej nie robić po maturze, co daje pójście na filologię obcą, jaka przyszłość czeka Cię po studiach i czy warto w ogóle na nie iść? Brzmi ciekawie? Zapraszam do lektury!

 

 

#CoPoMaturze?

#CoPoMaturze to fantastyczna inicjatywa, która powstała w głowach dwóch super dziewczyn, blogerek – Dagmary z bloga socjopatka.pl oraz Ani z bloga blue-kangaroo.pl. Projekt ten ma na celu pomóc przyszłym studentom, a tegorocznym maturzystom w wyborze swojej drogi po maturze i pokazać, że pójście na studia nie jest ich jedynym wyborem. Możliwości jest sporo, trzeba tylko nie bać się podjąć tę ważną decyzję.

W akcji #CoPoMaturze uczestniczą nie tylko blogerzy, ale również osoby, które nie mają z blogosferą nic wspólnego. Jeśli Ty też chcesz się podzielić z maturzystami swoim doświadczeniem i w jakiś sposób ułatwić im start w dorosłe życie, opisz swoją historię na Facebooku, Instagramie czy innych mediach społecznościowych i koniecznie oznacz ją hashtagiem #CoPoMaturze.

 

Otrzymawszy zaproszenie do tej akcji od Dagmary, od razu zgodziłam się na udział. Sama pamiętam moje pomaturalne zmagania i szarpanie się między tym, co chcę robić, tym co powinnam, a tym czego się ode mnie oczekuje. Dzisiaj, bogatsza w doświadczenia, chcę Ci pokazać i uświadomić, że wcale nie musisz od razu składać papiery na uczelnię wyższą. Jeśli nie czujesz, że studia to jest to, daj sobie czas. Co masz robić przez ten rok czy dwa lata? O tym piszę w dalszej części artykułu. Jeśli więc jesteś zainteresowany, zaparz sobie herbatę, przygotuj kawę czy lemoniadę, usiądź wygodnie i czytaj uważnie. Czytania będzie sporo, ale mam nadzieję, że wytrwasz do końca. 

 

Nie musisz od razu iść na studia!

Kiedy w 2007 roku zdałam wszystkie egzaminy maturalne i raz na zawsze zamknęłam za sobą drzwi liceum, poczułam zarówno ulgę, jak i obawę. No i co teraz?, myślałam, co ja teraz mam zrobić ze swoim życiem? Prawda jest taka, że nie miałam sprecyzowanego pomysłu na siebie. Bardzo, ale to naprawdę bardzo zazdrościłam koleżankom, które wiedziały, że pójdą na polonistykę, pielęgniarstwo czy ekonomię i które miały jasno sprecyzowany plan na kolejne pięć lat. Ja tego planu nie miałam.

Miałam za to to względne szczęście, że rodzice niespecjalnie mieszali się w mój wybór. Nie musiałam iść na medycynę czy prawo, tak jak mój ojciec czy dziadek, bo… żaden z nich tego kierunku nie ukończył. Mój tato, absolwent Akademii Muzycznej w Krakowie miał pewnie cichą nadzieję, że pójdę jego śladami. Niestety, na kolejnego artystę muzyka w rodzinie nie było już szans. 

Za każdym razem, gdy pytałam rodziców o poradę, słyszałam jedno i to samo zdanie: “co wybierzesz, będzie dobrze” albo “wybierz tak, żebyś była szczęśliwa”. Czy mi to pomagało? I tak, i nie. Z jednej strony wiedziałam, że to moje życie i moja decyzja, a z drugiej – chciałam, żeby ktoś popchnął mnie w jakimś kierunku i coś doradził.

Papiery złożyłam tylko na jeden kierunek, na którym najbardziej mi zależało. Była nim fizjoterapia. Wiedziałam jednak, że się na nią nie dostanę. Nie zdawałam na maturze ani chemii ani fizyki, a te przedmioty były niestety wymagane w procesie rekrutacji. No i stało się tak, jak przewidywałam – nie dostałam się. Czy się wtedy załamałam? Było mi trochę przykro, ale dzisiaj (z perspektywy czasu) stwierdzam, że dobrze się stało. Tak naprawdę to ja nie chciałam być fizjoterapeutką, chciałam być masażystką, a to nie jest jednak jedno i to samo.

 

Jak widzisz, nie poszłam na studia od razu po maturze. Czy świat się zawalił? Absolutnie nie! Nie żałuję też tego, że tak się stało. Żałuję tylko jednej rzeczy – tego, że narzuciłam sobie wtedy tę niezdrową presję rywalizacji. Że skoro inni idą na studia, to przecież ja też muszę. Nie, nie musiałam i Ty dzisiaj też nie musisz! Jeśli nie wiesz, co chcesz robić, daj sobie czas. Ile? Tyle, ile będziesz potrzebować. Ja potrzebowałam trzech lat, żeby ponownie zacząć myśleć o uczelni wyższej. Co robiłam przez te trzy lata? Odkrywałam nowe pasje, uczyłam się, pracowałam i złapałam bakcyla do podróży.

 

Baw się swoją pasją i pracuj na swoje doświadczenie

Po mojej “życiowej porażce” (tak, niedostanie się na studia rozpatrywałam w kategoriach życiowej porażki… poor me!), zaczęłam szukać nowych możliwości, nowych pasji. Trochę bawiłam się ukochaną fotografią, kontynuowałam naukę włoskiego i zastanawiałam się, co jeszcze lubię robić. W pewnym momencie uświadomiłam sobie, że przecież od kilku dobrych lat lubię testować nowinki kosmetyczne i że z ogromną pasją traktuję pielęgnację twarzy i ciała. Tak też wpadłam na pomysł studiowania kosmetyki (kosmetologia jako kierunek studiów jeszcze wtedy nie istniała). Złożyłam papiery do szkoły policealnej na kierunek “Technik usług kosmetycznych” i rozpoczęłam swoją dwuletnią przygodę na kierunku, który totalnie mnie wciągnął. Szybko podjęłam też pracę w małym gabinecie kosmetycznym połączonym z solarium. Pozwoliło mi to na zdobycie doświadczenia, pierwszy kontakt z klientkami oraz na zarobieniu moich pierwszych pieniędzy.

Będąc na drugim roku “Technika usług kosmetycznych” spełniłam jedno z moich większych marzeń – dostałam się do najlepszej szkoły, kształcącej w dziedzinie masażu w Polsce. Mowa o Szkole Policealnej Integracyjnej Masażu Leczniczego nr 2 w Krakowie. Dwa lata w tej szkole, ogromna dawka wiedzy i praktycznych umiejętności oraz dodatkowe kursy uświadomiły mi, że masaż to jedna z tych rzeczy, które chcę robić w życiu. Po ukończeniu obydwu szkół policealnych i po zdaniu egzaminów państwowych otrzymałam najpierw tytuł “Technika usług kosmetycznych”, a następnie “Technika masażu” i tym samym zostałam kosmetyczką i masażystką.

 

Dzisiaj, patrząc wstecz, jestem ogromnie wdzięczna za to, że moje życie potoczyło się tak, a nie inaczej. Kosmetyka i masaż to moje ogromne pasje, które odkryłam właśnie dzięki temu, że nie poszłam na studia od razu po maturze. Pewnie zastanawiasz się, dlaczego wspominam o tym policealnym epizodzie. Otóż, szkoły policealne, trochę na swoje własne życzenie i reklamę jaką sobie robią, mają przypiętą łatkę prostej szkoły, którą można skończyć nie mając nawet matury. Uważam, że taki stereotyp jest bardzo krzywdzący, zarówno dla tych szkół, jak i dla osób do nich uczęszczających.

Chcę Ci uświadomić, że do szkoły policealnej można pójść, żeby rozwinąć swoją pasję i poszerzyć wiedzę, którą niekonieczne dostaniesz na studiach. Może kręci Cię fryzjerstwo, chcesz zostać florystką, wizażystką albo kucharzem? Żadna uczelnia wyższa nie wyszkoli Cię w tych dziedzinach, a szkoła policealna i owszem. Jeśli więc zastanawiasz się nad grafiką komputerową czy dwuletnim kursem fotografii w szkole policealnej, to ja trzymam za Ciebie kciuki! Jedyne co musisz zrobić i na co koniecznie powinieneś zwrócić uwagę, to opinie o placówce i poziom kształcenia. Jedne szkoły będą nastawione na przekazanie merytorycznej wiedzy i na porządne wyszkolenie swoich słuchaczy, a inne na zarabianie kasy i wystawianie dyplomów każdemu, kto tylko zapłaci.

 

A może wyjazd za granicę?

Na pewno kojarzysz popularny obecnie “gap year“, czyli roczną przerwę od nauki, którą przeznacza się na podróżowanie, naukę języka, poznawanie świata, zbieranie doświadczenia, poszerzanie horyzontów i znalezienie własnej pasji. No właśnie! Może Ty też chcesz zrobić sobie rok przerwy?

Szczerze? Jeśli chociaż raz zastanawiałeś się nad tym poważnie, zrób to! Rzuć wszystko i jedź, gdzie Cię poniesie. “Gap year” jest bowiem jak kropla drążąca skałę. Im dłużej się nad nim zastanawiasz, tym coraz bardziej chcesz przeżyć taką przygodę. Rok przerwy za granicą może posłużyć Ci na rozwijanie pasji, znalezienie świetnej pracy, która przyniesie Ci pierwsze doświadczenie zawodowe czy na naukę języka. I wierz mi na słowo, lepiej zdecydować się na “gap year” od razu po maturze niż tuż przed trzydziestką.

Jeśli roczna podróż nie za bardzo Cię przekonuje, zawsze możesz wyjechać do jednego wybranego kraju do pracy lub na kurs językowy. Podszkolenie angielskiego, hiszpańskiego czy francuskiego w kraju, gdzie jest on językiem używanym na co dzień, to najlepsze co możesz sobie zafundować.

 

Jak pewnie pamiętasz, po liceum i niedostaniu się na studia kontynuowałam naukę włoskiego. Dzięki samodzielnej nauce przeszłam z poziomu A2 na B2. Żeby usystematyzować wiedzę i zderzyć moje umiejętności z rzeczywistością, zdecydowałam się na miesięczny kurs włoskiego w Rzymie. I to był strzał w dziesiątkę, jedna z lepszych decyzji w moim życiu! Nie dość, że podszkoliłam się w gramatyce i zaczęłam używać włoskiego w codziennej komunikacji, to jeszcze przez miesiąc mieszkałam w najpiękniejszym mieście na świecie, dzięki czemu zwiedziłam chyba wszystkie jego zakątki i poznałam je od poszewki. Tak, miesiąc na kursie językowym w Rzymie dał mi płynność językową i ogromną pewność siebie. A po powrocie do domu postanowiłam, że…

 

Filologia, moja miłość!

składam dokumenty na filologię włoską! I jak sobie wymyśliłam, tak zrobiłam. Trzy lata po zdaniu matury poszłam na studia, zadając przy tym kłam tym wszystkim “mądrym” głowom, które przewidywały moją przyszłość mówiąc, że “jeśli nie pójdziesz na studia od razu po maturze, to już nigdy na nie nie pójdziesz”. Wiesz co dzisiaj o tym myślę? Co za bzdura! A osoby, które te głupoty powtarzają chyba mierzą innych swoją miarką. Jeśli Ty też masz takich pseudo doradców obok siebie to wiesz co, nie słuchaj ich! 

Przez te trzy lata zaczęłam tęsknić za natłokiem nauki i dorosłam do decyzji o ukończeniu uczelni wyższej. Chciałam iść na studia, tak po prostu, a jedynym kierunkiem, leżącym w obrębie moich marzeń i zainteresowań była właśnie filologia włoska. Wiele osób próbowało odwieść mnie od tej decyzji i przekonać do złożenia papierów na filologię angielską lub przynajmniej hiszpańską. Na szczęście posłuchałam głosu mojego serca i zostałam studentką italianistyki.

Filologia okazała się moją miłością. To kierunek dla totalnych pasjonatów. Jeśli więc zastanawiasz się nad wyborem filologii obcej to przede wszystkim postępuj zgodnie z Twoimi przekonaniami i zainteresowaniami. To nie Twoi rodzice czy przyjaciele będą ją studiować, ale Ty! Jeśli więc marzysz o sinologii, a wszyscy mówią Ci, że to po arabistyce znajdziesz lepszą pracę, nie słuchaj ich i rób to, co uważasz za najlepsze dla siebie. Za kilka lat trendy mogą być zupełnie inne, a pasjonaci zawsze się obronią. Przekonałam się o tym już nie raz. 

Po drugie, zastanów się dobrze, czy wybrany język i kultura danego kraju naprawdę Cię interesują. Jeśli chcesz tylko nauczyć się języka obcego to szkoda Twojego cennego czasu. Lepiej odpuść sobie filologię i zapisz się na kurs językowy. Mówiąc, że filologia to kierunek dla pasjonatów mam na myśli osoby, które dana kultura naprawdę kręci. Osoby, które kochają zastanawiać się nad gramatycznym sensem zdania i rozkładać je na czynniki pierwsze, które pożerają literaturę obcą (nie rzadko w oryginale) i które jarają się (dosłownie) etymologią słów. Wiesz, takie językowe freaki. 

Jeśli jesteś jednak jednym z nich, przygotuj się na najlepsze kilka lat Twojego edukacyjnego życia. Oprócz kilkunastu godzin nauki języka tygodniowo czeka Cię bowiem historia literatury, geografia, wstęp do językoznawstwa, gramatyka opisowa, historia, filozofia, fonetyka, morfoskładnia, gramatyka kontrastywna, historia języka, historia sztuki, teoria literatury i szereg innych zajęć około językowych i około kulturowych, które zależą od toku nauki na wybranej filologii obcej. Jeśli wymienione przeze mnie przedmioty powodują u Ciebie gęsią skórkę z podniecenia, to znaczy to tylko jedno – filologia to Twoja miłość. Jeśli myślisz “co za nudy!”, daj sobie spokój z filologią i nie blokuj miejsca osobie, której te studia się marzą. 

 

Erasmus, czyli morze możliwości

Niezależnie od tego, czy wybierzesz neofilologię czy jakiś inny kierunek już na samym początku studiów zainteresuj się możliwością wyjazdu na Erasmusa i tym, jak wyglądają wymagania, aby się na niego dostać. Na przykład, na filologii obcej musisz przysiąść do nauki już na pierwszym roku i postarać się o jak najlepsze oceny, bo nierzadko średnia ocen liczona jest na podstawie wyników z dwóch lat. Warto jednak postarać się o nie już na samym początku studiów, bo wyjazd na Erasmusa wynagradza każdy wysiłek.

Erasmus to bezsprzecznie najlepszy czas na studiach, jaki może Ci się przytrafić. Wyjeżdżasz do obcego kraju na studia, stajesz się niezależny i musisz być za siebie jeszcze bardziej odpowiedzialny niż w Polsce, poznajesz kulturę danego kraju, codziennie szlifujesz znajomość języków obcych, zawierasz znajomości i przyjaźnie z ludźmi z całego świata, otwierasz się na inne kultury i imprezujesz do woli. Wyobrażasz to sobie? Wyobrażasz sobie juwenaliowy tydzień, który trwa bez przerwy pół roku albo rok? No właśnie! Weź Erasmusa pod uwagę już na początku studiów.

Jak się pewnie domyślasz, Erasmus (niestety) już za mną. O tym co dał mi wyjazd na studia za granicę pisałam we wpisie, który znajdziesz tutaj. Dzisiaj mogę powiedzieć tylko jedno – Erasmus to zdecydowanie najlepsza przygoda mojego życia. To szkoła życia, nauka nowych umiejętności, prawdziwe wkroczenie w dorosłość, otwartość na świat i fantastyczne doświadczenia. Dodatkowo, dla osoby studiującej filologię obcą to możliwość zdobycia jeszcze lepszych umiejętności językowych oraz poznania swojego drugiego kraju od podszewki. Z całkowitą świadomością mogę powiedzieć, że gdyby nie Erasmus, nie byłabym tu gdzie jestem, z osobami, z którymi jestem i nie robiłabym tego, co robię. 

 

Studia, studia, co po studiach?

Koniec studiów to tak naprawdę początek wszystkiego. Możesz iść do pracy albo na kolejne studia, możesz zostać na uczelni i robić doktorat, a możesz też pójść w kompletnie innym kierunku. Chciałabym pokazać Ci pokrótce, jakie możliwości czekają Cię po ukończeniu filologii obcej.

Mając w ręku dyplom ukończenia studiów i tytuł filologa, masz naprawdę szeroki wachlarz możliwości i same ciekawe perspektywy. W zależności od tego jaką specjalizację wybierzesz na magisterce, możesz się doktoryzować i zostać na uczelni, podążać ścieżką traduktologiczną i zostać tłumaczem specjalistycznym, przysięgłym, pisemnym lub ustnym, a możesz też zostać nauczycielem języka obcego i uczyć w szkołach państwowych, prywatnych, dawać korepetycje, prywatne lekcje, a także uczyć online. 

Możesz też być doradcą do spraw językowych czy kulturowych w firmach, urzędach czy ośrodkach kultury. Możesz pisać artykuły na temat kraju, w którym się specjalizujesz. Jak widzisz, możliwości jest naprawdę wiele. Trzeba tylko wiedzieć, w którą stronę chce się iść. 

Możesz skorzystać ze znajomości języka i poszukać pracy w korporacji. Wiele prywatnych firm (zarówno polskich, jak i zagranicznych) szuka specjalistów z wysoką znajomością języka obcego. Dzięki takiej pracy podszkolisz słownictwo z zakresu danej dziedziny, zdobędziesz doświadczenie i zarobisz trochę fajnych pieniędzy. Jeśli jednak zależy Ci na ciągłym rozwoju języka i na bardziej ambitnej pracy z nim musisz zdać sobie sprawę, że praca w korporacji będzie fajna tylko na chwilę, maksymalnie na 2-3 lata. Chyba nie studiowałeś filologii obcej tylko po to, żeby klepać faktury po włosku, siedzieć na słuchawce i być centrum wsparcia dla klienta francuskojęzycznego czy znać na pamięć skróty i kombinacje klawiszowe.

Pamiętaj także, że praca z językiem to ciągła nauka. Język nie jest bowiem bytem stałym. Język cały czas się rozwija, ewoluuje, zmienia i zyskuje nowe znaczenia, oddziałuje na wpływy międzykulturowe czy polityczne. Praca z językiem (czy to na stanowisku tłumacza, korepetytora czy nauczyciela) będzie wymagać od Ciebie ciągłej nauki. Ale zakładam, że jeśli poszedłeś albo idziesz na neofilologię to chyba lubisz się uczyć, co nie?

 

Pewnie zastanawiasz się, co robię dzisiaj po filologii włoskiej. Otóż, po powrocie z Erasmusa zatrudniłam się w korporacji, w której dostałam pracę z językiem włoski. Posiedziałam tam kilka miesięcy i zmieniłam korporację na… inną korporację tylko lepiej płatną. W międzyczasie skończyłam też Studia Podyplomowe dla Tłumaczy Tekstów Specjalistycznych na katedrze UNESCO (baaardzo polecam!!!). W drugiej firmie wytrzymałam kilka lat, po czym rzuciłam korporację i teraz jestem tłumaczem freelancerem. Współpracuję z biurami tłumaczeń i z prywatnymi klientami; tłumaczę teksty medyczne, marketingowe, techniczne, turystyczne i prawne, strony internetowe i redaguję książki. Cały czas zastanawiam się też nad nauką włoskiego online i w szkole językowej, ale na to przyjdzie jeszcze czas.

Studia filologiczne nauczyły mnie bardzo dużo i dały mi podstawę do rozwoju. Wiem jednak, że studia to nie wszystko. Człowiek sam musi chcieć robić coś więcej, szukać nowych perspektyw, ciągle się kształcić i nigdy nie osiąść na laurach.

 

Czy ta gra jest warta świeczki?

Pewnie zastanawiasz się, co Ci teraz powiem. Pewnie czekasz też na odpowiedź na pytanie: “Czy warto iść na studia?”. Muszę Cię zmartwić – nie dam Ci jednoznacznej odpowiedzi na to pytanie. Każdy musi odpowiedzieć na nie samodzielnie.

Jeśli wiesz, że nie chcesz skończyć prestiżowego uniwersytetu i wiesz, że stracisz tam czas, ale składasz papiery, bo rodzice, dziadkowie, sąsiedzi i pies, to wiedz, że to jest mega głupie. Bo to nie oni będą studiować, a Ty! Oni przeżyli już swój okres studiów i podjęli swoje decyzje. Twoje życie, to Twoje życie i to Ty będziesz żałować kiedyś lub nie dzisiejszych decyzji.

Jeśli nie wiesz, czy studia są dla Ciebie, jeśli miotasz się, bo nie wiesz, co chcesz studiować (tak jak kiedyś ja), daj sobie czas! To brzmi jak banał, wiem, ale czas, wewnętrzny spokój i poukładanie myśli są w Twoim przypadku naprawdę ważne. Chcesz rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady? Zrób to! Chcesz wyruszyć w podróż po Ameryce Południowej? Jedź! Chcesz wyjechać do obcego kraju, znaleźć pracę, zdobyć potrzebne doświadczenie czy po prostu nauczyć się języka? Zrób to! I nie zastanawiaj się nad tym dwa razy. A potem wróć i pomyśl, czy studia to Twoja bajka.

A może lubisz robić paznokcie i chcesz zostać manicurzystką? Idź na kursy i zacznij pracować na swoje nazwisko. Kto wie, może za kilka lat złapiesz bakcyla i zachcesz studiować fizykę kwantową. A może właśnie będziesz na tyle dobra w swoim fachu, że żadne studia nie będą Ci już potrzebne. Kto wie, co będzie za kilka lat! 

Jeśli już teraz wiesz, że chcesz iść na studia i masz już nawet wybrany kierunek to z całego serca Ci gratuluję i trzymam kciuki.

Pamiętaj, że studia to jeden z ważniejszych wyborów Twojego życia. Musi być on podjęty przez Ciebie, w zgodzie z Twoimi przekonaniami i zainteresowaniami. To Ty będziesz chodzić na zajęcia, przygotowywać się do zaliczeń i zakuwać na egzaminy, nie inni. Znam osoby, które poszły na studia, bo rodzice kazali. Ci ludzie po roku zakończyli swoją przygodę z uczelnią wyższą. Pamiętam osoby, które chodziły ze mną na włoski, bo chciały nauczyć się tego pięknego języka. Brak pasji do studiów filologicznych i sama tylko chęć do dobrego opanowania języka nie wystarczyły. Te osoby poległy już po pierwszym semestrze, bo historia literatury i fonetyka okazały się dla nich kompletnie nieciekawe. Znam osoby, które zdały wszystkie egzaminy celująco, ale i tak utknęły w pracy w korporacji mimo, że ich studia kompletnie nie pokrywają się z pracą jaką wykonują. Znam też takie wyjątki potwierdzające regułę, które zaczęły studia, ale ich nie skończyły. Zdobyły za to potrzebne doświadczenie i dzisiaj robią zawrotną karierę, bez dyplomu ukończenia jakiegokolwiek uniwersytetu.

Można? Pewnie, że można! Trzeba chcieć, odważnie patrzeć w przyszłość i nie bać się podejmować swoich własnych, ważnych decyzji. Bo studia to nie jedyna droga po zdaniu matury

Ja, osobiście, bardzo się cieszę, że zdecydowałam się na pójście na studia. Cieszę się też, że nie poszłam na nie od razu po maturze i że w tej przerwie “liznęłam” czegoś innego. Dało mi to naprawdę dużo nowych umiejętności i doświadczeń, których nie zdobyłabym pewnie na żadnym uniwersytecie tego świata.

 

 

Niezależnie od tego, czy wiesz, co chcesz robić i jakie masz na siebie plany ja trzymam za Ciebie kciuki. Rób to, co uważasz za najlepsze dla samego siebie. Nie daj sobie wmówić, że w dzisiejszych czasach studia to podstawa. Podstawą jest pasja, wiedza, doświadczenie zawodowe i pomysł na siebie. To, czy zdobędziesz je poprzez studiowanie na uczelni wyższej czy dzięki kursom specjalistycznym, nie ma większego znaczenia. Czasy, na całe szczęście, się zmieniają. Dzisiaj nie wszyscy muszą iść na studia, bo nie wszystkim studia coś dają. Powodzenia!