Rok 2020 to miał być TEN rok. Przełomowy, odważny, pełen dobrej energii, spełnionych marzeń i zrealizowanych celów. Jak było? Wszyscy wiemy. Pandemia koronawirusa większości z nas pokrzyżowała nie tylko podróżnicze, ale przede wszystkim życiowe plany. Zamiast zwiedzać Tajlandię, Meksyk czy pobliskie Czechy, siedzieliśmy w domu i próbowaliśmy nie zwariować. Skrzętnie poukładane plany ustąpiły miejsca niepewności i lękowi o to, co przyniesie jutro. Większość z nas stwierdzi, że 2020 był najgorszym rokiem ich życia. I zapewne mają rację. Ja, natomiast, wystawię śmiałą tezę, że rok 2020 był jednym z najlepszych w ostatnim dziesięcioleciu. Dlaczego? Zapraszam na (nie tylko podróżnicze) podsumowanie 2020 roku.
ROK 2020
W 2020 rok wchodziłam z przekonaniem, że to będzie MÓJ rok. Że wszystko co sobie zaplanowałam, uda mi się zrealizować bez najmniejszego problemu i bez ani jednej porażki. Że bez żadnego potknięcia zamknę i zakończę projekty, które w tym roku miały zostać zakończone i z wysoko podniesioną głową wejdę w kolejny etap życia. Nie brałam pod uwagę, że czegoś się nie da zrobić, gdzieś się nie da pojechać, a na coś innego trzeba będzie długo poczekać. Byłam zmotywowana, zdeterminowana i bardzo mocno wierzyłam, że w tym roku “mogę wszystko”.
Ten stan trwał do 13 marca. Pamiętam ten dzień, jakby to było wczoraj. Siedziałam w jednej z krakowskich herbaciarni z moją przyjaciółką, która dzień wcześniej przyjechała z Warszawy. Miała zostać w Krakowie do niedzieli, ale zmieniła bilet powrotny na piątek, bo wszystko zaczynało się powoli zamykać. To spotkanie było naszym powitaniem i pożegnaniem w jednym, mimo że planowo miałyśmy spędzić weekend razem. Dwie godziny później premier ogłosił lockdown.
Zamknięto muzea, kina, teatry, siłownie, galerie handlowe, biblioteki, uniwersytety, a nawet granice. Od tego czasu wszystkie zajęcia na uczelni miałam online. Początkowo miałam nadzieję, że za dwa tygodnie, maksymalnie za miesiąc, wszystko wróci do normalności. Chyba każdy miał wtedy taką nadzieję. Niestety, tym razem myślenie życzeniowe milionów ludzi się nie spełniło. Marzec, kwiecień, maj i czerwiec upłynął mi w atmosferze oczekiwania, nauki i pracy.
Miesiące przesiedziane w domu spędziłam na pisaniu pracy magisterskiej. Jednym z moich celów na 2020 rok była obrona magisterki w pierwszym terminie, czyli w lipcu. Cel sam w sobie był bardzo realny, ale w obliczu pandemii zaczął tracić sens. Jak pisałam w podsumowaniu 2019 roku, tematem mojej pracy było słownictwo kulinarne w dialekcie sycylijskim. Wszystkie książki do najbardziej istotnego rozdziału pracy leżały na półkach biblioteki w Palermo, która… również była zamknięta. Po kilkunastu wymianach maili z pracownikami biblioteki, kiedy myślałam już, że obronę trzeba będzie uwzględnić w planach na 2021 rok, dostałam wiadomość ze zdjęciami kilkunastu słów ze słownika do analizy, a miesiąc później (pod koniec lipca) na moją skrzynkę przyszło oficjalne pozwolenie na wejście do czytelni biblioteki i skorzystanie ze zbiorów. Od razu kupiłam bilet i za kilka dni później byłam już w bibliotece w Palermo. Koniec końców obroniłam się pod koniec września, online, a moja praca otrzymała 5 i piękne recenzje. Duma milion!
Pandemiczne miesiące spędziłam również na pracy nad e-bookiem z przepisami kuchni sycylijskiej “Sycylia w 100 smakach”. To był dla mnie najważniejszy projekt tego roku. Najpierw zebrałam 100 przepisów na tradycyjne sycylijskie dania, które bez problemu można ugotować ze składników dostępnych w Polsce. Następnie przetłumaczyłam je na polski, a później ugotowałam/upiekłam wszystkie dania i sfotografowałam je w mojej małej kuchni połączonej z salonem, która ma może 10m². Praca nad e-bookiem była ciężka i czasochłonna, ale bardzo, bardzo przyjemna i przede wszystkim smaczna. Dała mi ogrom satysfakcji i nowych umiejętności. Pod koniec września e-book ujrzał światło dzienne. Jestem z niego bardzo dumna!
Ostatni kwartał roku zaskoczył mnie bardzo pozytywnie i przyniósł nowe, zawodowe wyzwania. Zaczęłam uczyć włoskiego w jednej z krakowskich szkół językowych i zostałam wykładowcą na kierunku Filologia włoska na jednej z prywatnych uczelni. W 2020 roku planowałam też rozszerzenie nauczania o lekcje online. Pandemia tylko ułatwiła mi podjęcie tej decyzji i zmusiła do przejścia z offline do online. Dzięki temu zwiększyła się liczba moich prywatnych studentów na lekcje włoskiego, a ja sama przekonałam się do prowadzenia zajęć przez internet i bardzo je polubiłam.
Rok 2020 nie był prosty i bezproblemowy, ale pokazał mi, że potrafię działać i walczyć o realizację swoich celów mimo barier i ograniczeń. Zrozumiałam, że jeśli czegoś bardzo pragnę, umiem zrobić naprawdę wiele, żeby to osiągnąć. Miniony rok pokazał mi również, jak ważny jest kontakt z naturą i uświadomił, że nawet tak błaha rzecz, jak 30 minutowy spacer po parku potrafi pozytywnie wpłynąć na samopoczucie, nastawienie i na cały dzień.
PODRÓŻNICZE PODSUMOWANIE 2020 ROKU
Kiedy podczas pisania tego zestawienia przeczytałam moje plany i marzenia na 2020 zachciało mi się śmiać. Prawie żadne nich nie zostało zrealizowane. Pandemia COVID-19 pokrzyżowała mi dwa wyjazdy na Sycylię (marcowy i majowy), kwietniowy wyjazd do Amsterdamu, majowe odwiedziny u mojej siostry w Toskanii, czerwcową Chorwację i lipcowe plany wyjazdu do mojej przyjaciółki do Anglii.
Nie było jednak tak źle. W sierpniu udało mi się polecieć na Sycylię i spełnić dwa małe sycylijskie marzenia. W końcu odwiedziłam też Bieszczady i wybrałam się na kilka jednodniowych wycieczek po Małopolsce i Śląsku.
Jeśli chodzi o wyjazdy (zarówno te małe, jak i duże) to 2020 rok był zdecydowanie najgorszym podróżniczo rokiem w ostatniej dekadzie. Jeszcze nigdy, w ciągu ostatnich dziesięciu lat, nie podróżowałam tak mało. Jest mi z tego powodu trochę przykro, ale widzę też jedną pozytywną rzecz, która poprawiła komfort mojego życia.
2020 nauczył mnie podróżniczej cierpliwości i za to jestem mu ogromnie wdzięczna. Do tej pory nie mogłam doczekać się każdego kolejnego wyjazdu. Odliczałam dni od podróży do podróży i siedziałam jak na szpilkach do momentu, kiedy będę mogła tylko spakować walizkę i znaleźć się na lotnisku. Godziny, dni, a nawet miesiące między wyjazdami nie liczyły się tak bardzo, jak te spędzone poza domem. Non stop byłam głodna podróży, no bo w końcu, jak to mówią “apetyt rośnie w miarę jedzenia”. Tylko, że momentami ten apetyt działał na mnie destrukcyjnie, bo nie potrafiłam cieszyć się ze zwykłych, codziennych chwil i miałam wrażenie, że najbardziej wartościowy czas to ten spędzony w podróży.
Dzisiaj mam w sobie spokój i cierpliwość. Tęsknię za podróżowaniem i możliwością beztroskiego wyjazdu, a na samo wspomnienie road tripu po USA, wyjazdu do Dubaju czy marokańskiej przygody mam łzy w oczach. Bardzo kocham podróżować, ale… wiem, że jeszcze zdążę odwiedzić ten wymarzony Meksyk i że doczekam się podróży Koleją Transsyberyjską z Moskwy do Władywostoku. “Wszystko w swoim czasie”, powoli do celu, a nie już, teraz, zaraz. To chyba największa i najważniejsza lekcja wyniesiona z minionego roku.
Styczeń
Pod koniec 2019 roku pojechaliśmy z Kotem na mini trip po północnych Włoszech. Odwiedziliśmy Turyn, Weronę, a nowy rok powitaliśmy w Wenecji. To był mój drugi raz w tym mieście, ale dopiero teraz zrozumiałam, o co tak naprawdę chodzi z tą Wenecją. Zakochałam się w tym mieście!
Z samego rana pędziliśmy na Plac św. Marka, żeby mieć go tylko dla siebie, bez tłumów turystów, a później zaczynaliśmy spokojne, ale dobrze zaplanowane zwiedzanie. Zwiedziliśmy większą część Wenecji (San Marco, Dorsoduro, Cannaregio, Giudecca i San Giorgio Maggiore), popłynęliśmy na Murano, a w pierwszy dzień nowego roku obejrzeliśmy sztukę w najstarszym teatrze w Wenecji – w Teatro Goldoni. Moje filologiczne marzenie z czasów licencjatu właśnie się spełniło.
Po Wenecji pojechaliśmy na dwa ostatnie dni do Treviso, gdzie postawiliśmy na odpoczynek i ładowane energii przed powrotem do Polski. Zjedliśmy tam pyszne lokalne lasagne z czerwonolistną cykorią, odkrywaliśmy zakamarki miasta, a wieczory spędziliśmy na włoskich seansach w kinie. To był cudowny wyjazd!
Luty
W lutym pojechałam z naszymi sycylijskimi gośćmi na weekend do Białki Tatrzańskiej, gdzie odpoczywaliśmy w Termach Bukovina i cieszyliśmy się dużą ilością śniegu. Był to mój pierwszy raz na termach i muszę przyznać, że bardzo dobrze się tam bawiłam i bardzo mi się podobało.
Pod koniec miesiąca udało nam się polecieć do Zurychu, a stamtąd pojechaliśmy od razu do Austrii na wesele naszych znajomych. Przyjęcie odbyło się w zamku na wzgórzu Gebhardsberg w Bregencji, z którego roztacza się widok na Jezioro Bodeńskie oraz na Austrię, Szwajcarię i Niemcy.
Na koniec tego wyjazdu zwiedziłam również Zurych, w którym spędziłam tylko 1,5 dnia. Mimo to udało mi się pospacerować po znacznej części centrum miasta i odpocząć nad Jeziorem Zuryskim.
Marzec/Kwiecień
Kraków, dom – nie mam w tym temacie nic innego do powiedzenia.
Maj
Na początku maja, kiedy można już było chociaż trochę się przemieszczać, wsiedliśmy w auto i pojechaliśmy na jednodniową wycieczkę do znajomych do Międzybrodzia Bialskiego. Pamiętam, że ten jeden dzień wyjazdu poza Kraków, odcięcie się od rzeczywistości i odpoczynek na łonie natury bardzo pomógł mi na głowę.
Czerwiec
W czerwcu zamiast polecieć do Chorwacji (bo odwołano nam lot w ostatnim momencie) wsiedliśmy w auto i pojechaliśmy na weekend nad Jezioro Rożnowskie. Zarezerwowaliśmy pokój w Koszarka Venue & SPA w Gródku nad Dunajcem (bardzo polecam, bo jest to mały i kameralny hotel bez nadęcia) i włączyliśmy na luz. Jeździliśmy na rowerach wodnych, czytaliśmy książki i odpoczywaliśmy.
Lipiec
Cały lipiec spędziłam w kuchni – dosłownie! W lipcu gotowałam, przygotowywałam i udoskonalałam przepisy do e-booka. A że było ich aż 100 to gotowanie i fotografowanie wszystkich dań zajęło mi cały miesiąc. Można powiedzieć, że zaliczyłam wtedy całkiem niezłą kulinarną podróż na Sycylię.
Pasta alla Paolina, czyli sycylijski makaron z goździkami i cynamonem
Sycylijskie ARANCINI – sprawdzony przepis na arancini al ragù
Sierpień
W sierpniu poleciałam w końcu na Sycylię. Pierwsze dwa dni spędziłam w Palermo, w bibliotece uniwersyteckiej, gdzie konsultowałam książki do pracy magisterskiej. Miałam też okazję osobiście poznać jednego z najlepszych językoznawców i specjalistów od dialektu sycylijskiego – wspominam to spotkanie do dziś! Kolejny raz – duma milion!
Po Palermo przyszedł czas na spełnienie jednego z moich większych sycylijskich marzeń, czyli wyjazd na Favignanę. O zobaczeniu tej wyspy marzyłam od dobrych 8 lat, ale zawsze było mi jakoś nie po drodze. Spędzając czas w Palermo, czyli w zachodniej części wyspy, stwierdziłam, że w końcu nadszedł ten czas. Na Favignanie spędziłam tylko 3 dni, ale totalnie się w niej zakochałam.
Po Favignanie przyszedł czas na (odkładane od dawna) San Vito Lo Capo, gdzie zajadałam się lokalnym kuskusem z rybami, opalałam się na tutejszej plaży i popłynęłam w rejs łódką od San Vito do Scopello.
Kolejny tydzień sierpnia spędziłam u rodziny w Syrakuzach, a dokładnie w domu na wsi pod miastem. Te dwa tygodnie na Sycylii wspominam cudownie i jestem za nie naprawdę wdzięczna.
Syrakuzy – przewodnik śladami mitologii
Katania – przewodnik kulinarny
Wrzesień
Przez prawie cały wrzesień pracowałam nad e-bookiem, doszlifowywałam ostatnie poprawki i uczyłam się do obrony. Pod koniec miesiąca światło dzienne ujrzało moje pierwsze “dziecko”, czyli e-book #Sycyliaw100smakach, a kilka dni po tym obroniłam tytuł magistra.
Październik
Wraz z początkiem października rzuciłam wszystko i… wraz z grupą znajomych pojechałam w Bieszczady. Moje marzenie o doświadczeniu Bieszczad jesienią właśnie się spełniło. Pogoda co prawda była kapryśna, ale mimo to udało mi się wejść na Połoninę Caryńską, Tarnicę oraz pojechać nad Solinę.
Tydzień później spędziłam weekend na Śląsku, gdzie odwiedziłam Katowice i poznałam każdy zakątek Parku Śląskiego.
Pod koniec miesiąca wybrałam się na krótką przejażdżkę z rodzicami. Naszym celem była myślenicka góra Chełm. Widoki na jesienne góry – coś pięknego!
Listopad/Grudzień
Dwa ostatnie miesiące roku 2020 spędziłam w domu, pracując i stawiając na rozwój zawodowy. Jedynymi podróżami były te po Krakowie.
Plany na 2021 rok
Mam nadzieję, że 2021 rok będzie normalniejszy, spokojniejszy i że pozwoli nam na powrót do podróżowania, który znamy i lubimy. Po raz pierwszy od naprawdę dawna wchodzę w nowy rok z brakiem podróżniczych planów. Do tej pory każdy kolejny rok otwierałam listą kierunków, które chciałam zobaczyć. W tym roku jest inaczej.
Na tę chwilę na nic się nie nastawiam i nic konkretnego nie planuję. Mam nadzieję, że uda mi się polecieć do Toskanii i na Sycylię. Chciałabym znowu pojechać na Mazury, w Bieszczady i zwiedzić w końcu dolnośląskie zamki. Cicho liczę na to, że pod koniec października uda mi się pojechać na dłuższy weekend do Pragi. Reszta będzie pewnie spontanicznie podejmowanymi decyzjami. Kto wie, może to i lepiej? Może w 2021 roku powinnam postawić na bardziej spontaniczne podróżowanie, jak za starych dobrych czasów?
Jaki był Wasz 2020 rok? Zrealizowaliście swoje plany? Osiągnęliście wymarzone cele? A może udało Wam się zwiedzić jakieś nowe, ciekawe miejsce? Koniecznie dajcie znać w komentarzu!
Recent Comments