Boicie się ciemności? A może macie do niej normalny stosunek? Wejdziecie do całkowicie ciemnego pomieszczenia bez cienia paniki czy może na samą myśl macie ciarki na plecach? A co by było, gdyby przyszło Wam jeść w totalnej ciemności? Ale to w takiej, kiedy nie wiecie nawet gdzie leży łyżka, a gdzie nóż?

 

 

O projekcie “Dine in the dark” dowiedziałam się kilka miesięcy temu podczas szkolenia w pracy i wiedziałam, że muszę tego spróbować. Do ciemności mam stosunek względny – do znajomego, ciemnego pomieszczenia wejdę, do obcego już nie bardzo. Często wchodzę do ciemnej łazienki, żeby tylko umyć ręce i sprawdzam jak to jest żyć w takiej ciemni cały czas.

Ale jedzenie w całkowicie ciemnym pokoju to już wyższy stopień szaleństwa. I na takie właśnie szaleństwo udało mi się namówić Kota.
Nie czekając zbyt długo (ażeby się nie rozmyślić) zarezerwowałam datę i godzinę, kupiłam bilety i odliczałam dni do “Kolacji w ciemności”.
Szukając jakichś konkretnych opinii czy porad, nie znalazłam w Internecie nic konkretnego, dlatego też postanowiłam, że sama coś napiszę.

 

Od początku…

“Dine in the dark” to międzynarodowy projekt kulinarny, który dostępny jest również w Polsce w większych miastach (Kraków, Warszawa, Poznań, Wrocław, Katowice i Gdańsk). Cała zabawa polega na tym, że posiłek spożywany jest w całkowitej ciemności, a osoba uczestnicząca w kolacji tak naprawdę nie wie, co je.

 

Co, gdzie, jak i za ile

Sprawdzenie wolnego terminu i zarezerwowanie miejsca, które wiąże się z kupnem biletu, możliwe jest poprzez stronę http://www.dineinthedark.pl/
Istnieją 3 opcje kolacji do wyboru: kolacja w ciemności za 99 zł (przystawka, danie główne oraz zimny napój), kolacja w ciemności VIP za 149 zł (przystawka, danie główne, deser, lampka wina i napój) oraz kolacja w ciemności z muzyką na żywo za 179 zł (wszystko to, co w kolacji VIP z muzykami grającymi w ciemności).
W Warszawie można również wybrać angielską wersję językową kolacji.

Każdy ma do wyboru trzy rodzaje menu: mięsne, rybne i wegetariańskie, ale do końca i tak nie wiadomo, co znajdzie się na talerzu. Ewentualne alergie albo nietolerancje pokarmowe można zgłosić z formularzu, przez który zamawia się miejsce.
Proste? Banalne! Nic, tylko przygotować się na nowe doświadczenie w życiu.

 

Co warto wiedzieć przed kolacją?

Wielu osobom może się wydawać, że taka kolacja w ciemnym pomieszczeniu to nic takiego. Jest jednak kilka rzeczy, o których warto wspomnieć, aby móc zasiąść do posiłku, będąc w pełni zrelaksowanym.

Po pierwsze, pozbądźcie się przed kolacją wszystkich rzeczy fluorescencyjnych, które mogą emitować jakiekolwiek światło. Mogą one dosyć boleśnie działać na Wasze oczy. Źrenica przyzwyczajona do ciemności będzie torturowana przez taki mały bodziec, jak chociażby odblaskowa tarcza zegarka.
Po drugie, wyłączcie telefony i odłóżcie je w najciemniejsze zakamarki Waszych kieszeni lub torebek. Światło telefonu będzie dla oczu bardzo dotkliwe.
Po trzecie, jeśli cierpicie na klaustrofobię albo paraliżuje Was strach przed ciemnością, dajcie sobie spokój z tym pomysłem na romantyczny wieczór. Pierwsze chwile w całkowicie ciemnym pomieszczeniu, a następnie zbyt długotrwałe w nim przesiadywanie może wywołać u niektórych osób bóle głowy i wymioty (coś podobnego do choroby morskiej). Warto się zastanowić, czy podołacie ponad godzinę bez żadnego, nawet najmniejszego źródła światła.

No i po czwarte, jeśli cierpicie na bolesne migreny, które wywoływane są przez mocne światło, to w przypadku całkowitej ciemności też lekki ból głowy może się pojawić. Dlaczego o tym piszę? Bo wydawało mi się, że nie ma to najmniejszego znaczenia, a pod koniec kolacji chciałam już tylko ujrzeć światło, bo ból głowy powoli zaczął się nasilać.

 

Czas kolacji…

W pewien lutowy poniedziałek stawiliśmy się przed godziną 19:00 w Restauracji pod Kominkiem, która znajduje się przy ulicy Brackiej w Krakowie, czyli tam gdzie pada deszcz.
Razem z nami na kolację zdecydowało się jeszcze pięć innych par. Przed rozpoczęciem tego “doświadczenia” zostały nam wytłumaczone zasady (zero komórek, zero rzeczy emitujących światło, wyjście do toalety itp).
Pani kelnerka, zaopatrzona w noktowizjer, wprowadziła każdą parę do ciemnej sali, “pokazując” (czyli ustawiając ręce) gdzie jest stół, a gdzie krzesło. Usiedliśmy i niecierpliwie czekaliśmy na rozpoczęcie posiłku.

Na samym początku można czuć lekkie zawroty głowy i uczucie mdłości, ale po chwili wszystko mija i można już tylko delektować się smakiem tego, co czeka na nas na talerzu.

Na początku osoba odpowiedzialna za projekt “Dine in the dark” przedstawia się, objaśnia gdzie są sztućce, które sami musimy sobie wyczuć, kieliszek i szklanka oraz omawia jak będzie wyglądać kolacja.

Po każdym daniu uczestnicy kolacji są pytani o to, co właśnie zjedli, czy są w stanie odgadnąć jakieś specyficzne smaki czy może nic nie przychodzi im do głowy.
Na sam koniec kolacji, gdy światło zostanie już zapalone, szef kuchni odpowiedzialny za dania prezentuje wszystkie talerze i opowiada co się na nich znajdowało. To właśnie wtedy po raz pierwszy widzimy, co tak naprawdę znajdowało się na talerzu i jak to wyglądało (a wyglądało jak małe dzieło sztuki. Swoją drogą, jedzenie było naprawdę pyszne – kuchnia polska w odsłonie fusion).

 

Wrażenia…

Rezerwując kolację nie mogłam doczekać tego konkretnego dnia. Jednak na dwa dni przed samym wydarzeniem moje obawy zaczęły rosnąć. Jak to będzie, czy faktycznie nie będę nic widzieć, jak ja będę jeść, itp. Stresowałam się też tym, że nie wiem jak mój organizm (a przede wszystkim oczy) zareagują na długotrwałą ciemność.

Wszelkie obawy minęły w momencie, gdy usiedliśmy przy stoliku. “Kolacja w ciemności” zaczęła być frajdą i nowym przeżyciem. Fakt, przez pierwsze kilka minut kręciło mi się w głowie i miałam lekkie mdłości, ale z każdą minutą spędzaną w ciemności oczy zaczęły się przyzwyczajać, a białe punkciki przed oczami zniknęły.

To prawda, że nie używając jednego ze zmysłów inne są dwukrotnie wrażliwe na każdy bodziec. Podczas “Dine in the dark” możemy się o tym świetnie przekonać.

Nasz mózg szaleje. Smaki, które musimy rozpoznać wcale nie są tak jednoznaczne, jakby się wydawało. Dość łatwo poszło mi odgadywanie składników, z których składało się moje danie ale… na smak soku wpadłam dopiero na sam koniec kolacji (a dodam, że to był to mój ulubiony). Kot za to, jak nigdy dotąd, zaczął płynnie mówić po polsku i rozumieć wszystko, o co pytał i o czym mówił prowadzący kolację. Jak widać, mózg w ciemności pracuje na najwyższych obrotach.

Co jest najfajniejsze w “Kolacji w ciemności”? To, że po raz pierwszy (i pewnie ostatni) możecie jeść w restauracji rękami, nikt Was nie widzi i nikt nie zwróci Wam uwagi! Fantastyczne jest wyczuwanie faktur i konsystencji i domyślanie się jak to musi wyglądać. Czy da się jeść elegancko nożem i widelcem w ciemności? Da się! Wyczuwając i oglądając rękami rozmieszczenie posiłku na talerzu, jesteśmy w stanie sprawnie posługiwać się sztućcami, nie zostawiając ani okruszka. Mnie się udało tak zjeść tylko samą przystawkę. Resztę pałaszowałam rękami. Tak mi bardziej smakowało 😉

 

Czy polecam “Dine in the dark”? Jak najbardziej! Dzięki temu nowemu i dość dziwnemu doświadczeniu będziecie w stanie zobaczyć jak Wasz organizm działa w tak ekstremalnych warunkach.
Weźcie swoich mężów, chłopaków czy narzeczonych (żony, dziewczyny czy narzeczone – jeśli czytają to Panowie), zarezerwujcie termin, kupcie bilet i bawcie się razem. Na każdą okazję lub, po prostu, bez okazji. Wspomnienia będą niezapomniane!