Maj. Jeden z moich ulubionych miesięcy. Lubię go, bo przynosi dużo radości, piękną pogodę i napawa nadzieją. Na początku miesiąca można jeszcze kupić tulipany, w połowie kwitnie bez i rosną konwalie, a pod koniec (gdzieniegdzie) można kupić już piwonie.

Maj nastraja pozytywnie i dodaje energii do życia. Szkoda tylko, że ucieka w mgnieniu oka, w natłoku dobrych wspomnień.

 

 

A tymczasem w maju…

Słucham – przeważnie radia, RMF Maxxx na przemian z RMF Classic. Muzyczne nowości mieszają się z klasykami. Ostatnio najbardziej zasłuchuję się dawnymi przebojami Zbigniewa Wodeckiego. Oto jeden z nich (w nowej aranżacji).

 

Chciałabym – zatrzymać czas i rozkoszować się każdą chwilą potrójnie. Maj rozpoczęłam tygodniem na cudownych Wyspach Eolskich, a zakończyłam spotkaniem blogerów w Poznaniu. W połowie miesiąca przewinęła się też Warszawa, targi książki, wystawa, odkrywanie nowych miejsc i spotkanie ze znajomymi oraz Żywiec i weekendowy wieczór panieński. Chciałabym móc wrócić do tych chwil i przeżyć je na nowo. Przeminęły zbyt szybko.

 

Czytam – reportaż o Indonezji. Od jakiegoś czasu zaczytuję się tylko w tym rodzaju literatury. W maju skończyłam reportaż o Korei Północnej, Bukareszcie, a teraz zapoznaję się z krajem o tysiącu twarzy. Jest ciekawie.

 

Oglądam – jak zwykle nowości kinowe. W maju zaczęłam również serial “House of Cards”. To dziwne, bo na ogół nie lubię seriali, ale ten przypadł mi do gustu i wciągnął. Jeśli jeszcze go nie oglądaliście, to polecam. Kevin Spacey wymiata!

 

Planuję – rozwój bloga, nowe pomysły na współprace i… kolejną podróż. Plany na rozwój bloga pojawiły się podczas Blog Conference Poznań. Cieszę się, że wyniosłam z tego wydarzenia sporo nowych pomysłów, które łączą się trochę z moimi kolejnymi wyjazdami. A skoro już o tym mowa, to powiem Wam tylko tyle – w tym roku spełnią się kolejne marzenia. I to już w sierpniu.
A wszystkie plany mam rozpisane w moim pięknym, różowiutkim Passion Plannerze, bez którego nie wiedziałabym co mam zrobić jutro.

 

Uczę się – codziennie czegoś nowego. Po raz kolejny rezygnacji ze słodyczy, lepszej organizacji i tworzenia filmów poklatkowych, które chciałabym wykorzystać na blogu właśnie, a które nie wydają się takie trudne. Są tylko dosyć czasochłonne.

 

Czuję – że robię właściwe rzeczy. Że to moje pisanie ma sens. Że ten rok blogowania (minął 13 maja) otworzył mi w głowie jakąś nową szufladkę, która sprawia, że chcę więcej i bardziej. Że jest tak, jak powiedział Andrzej Tucholski na BCP, że każdy bloger jest trochę świrnięty. Ja też.
Czuję się zmotywowana do działania i czuję, że działam. A patrząc na moje plany noworoczne widzę, że nie poprzestałam tylko na ich spisaniu. Że połowa z nich została już osiągnięta.
Może to, co piszę brzmi chaotycznie, ale w końcu w mojej głowie jest wieczny chaos, myśli biją się między sobą.
A ja czuję, że żyję.

 

Cieszę się – że ten miesiąc był taki… intensywny. 3 wyjazdy, spotkania z dawno niewidzianymi znajomymi, zawarte znajomości ze świetnymi osobami z blogosfery, nowe plany, nowe kierunki podróży. Cieszę się. I to bardzo.

 

A jak tam Wasz maj? Jak Wam minął? Udało się Wam osiągnąć jakieś cele, a może wywróciliście swoje życie do góry nogami?