Rok 2016 obfitował we wspaniałe momenty. Piękne spotkania ze znajomymi, liczne próby, ryzykowne decyzje i małe zwycięstwa. Ten rok był świetny, naprawdę. Szkoda, że mija. Mam nadzieję, że 2017 będzie równie dobry. Nie musi być lepszy, wystarczy, że będzie tak samo pomyślny.
Ten rok prosperował w moje “kulturowe nasycenie”. Nigdy wcześniej nie obejrzałam tylu filmów w ciągu jednego roku (a to dzięki karcie Cinema City Unlimited), nie przeczytałam tylu świetnych książek i nie bywałam tak często w muzeach. Rok 2016 zaczęłam od pięknego koncertu Nigela Kennedy’ego i tak się złożyło, że ten rok również koncertowo był bardzo udany. Nie tylko zaliczyłam wiele koncertów muzyki klasycznej, ale spróbowałam też czegoś nowego (koncert O.S.T.R).
I właśnie dlatego, że tego kulturowego szaleństwa było tak wiele to stwierdziłam, że zrobię na blogu małe (bardzo subiektywne) podsumowanie filmowo-książkowe, dorzucę też zaliczone destynacje i najpopularniejsze wpisy na blogu. Przeważać będzie liczba 7 – bo nowy rok ma siódemkę, bo ja jestem numerologiczną siódemką i w końcu dlatego, że siódemka to szczęśliwa liczba. Zaczynamy!
7 najlepszych filmów 2016 roku:
W tym roku obejrzałam 74 (słownie siedemdziesiąt cztery) filmy. W większości były to same kinowe nowości, chociaż pojawiło się też kilka klasyków, do których powróciłam. Do najlepszej siódemki zaliczam:
1. “Opowieść o miłości i mroku” (reż. Natalie Portman) – piękny, subtelny i niezwykle delikatny obraz. Cudowna muzyka, zachwycające zdjęcia Sławomira Idziaka i cudowne zakończenie. Artystycznie ten film jest dla mnie bardzo na “tak”.
2. “Ostatnia rodzina” (reż. Jan P. Matuszyński) – chyba najlepszy polski film 2016 roku. Świetni Andrzej Seweryn i Agnieszka Konieczka, rewelacyjnie oddana polska rzeczywistość, a emocje przyprawiają o ciarki na plecach. To trzeba zobaczyć (zobacz całą recenzję).
3. “Przełęcz ocalonych” (reż. Mel Gibson) – świetne i mocne kino, które oprócz tego, że opowiada prawdziwą historię, niesie za sobą głębszy przekaz i pokazuje, że wiara w nasze ideały potrafi zdziałać cuda.
4. “Wołyń” (reż. Wojciech Smarzowski) – trudny i dla wielu kontrowersyjny temat, ale Smarzowski po raz kolejny pokazuje, że on ciężkich tematów się nie boi. Kawał dobrego polskiego kina i niezła dawka historii. Trzyma w napięciu, a emocje nie schodzą jeszcze długo po seansie (zobacz całą recenzję).
5. “Zwierzogród” (reż. Byron Howard, Rich Moore) – nie myślcie sobie, że uważam tę animację za jeden z lepszych filmów tylko dlatego, że bohaterką jest niezwykle odważna króliczka 😉 co to, to nie! Świetna bajka, przy której uśmieją się też dorośli. O przyjaźni i spełnianiu marzeń. Lubię takie filmy.
6. “Pokój” (reż. Lenny Abrahamson) – emocje, emocje, cała masa emocji. Ciężko wyobrazić sobie co może czuć osoba uwięziona przez tyle czasu w jednym pomieszczeniu. Brawa dla Brie Larson za świetną kreację aktorską.
Ciężko było wybrać ostatni, siódmy, najlepszy film 2016 roku, bo i nowa Bridget Jones była fantastyczna, i “Dziewczyna z portretu” miała piękne obrazy i genialną muzykę, i “Julieta” ujęła mnie swoją historią. Postanowiłam jednak, że wybiorę coś z kina włoskiego i tak oto ostatnim filmem jest:
7. “Dobrze się kłamie w miłym towarzystwie” (reż. Paolo Genovese) – włoska komedia z cechami dramatu, nagrodzona “włoskim Oscarem” statuetką David di Donatello za najlepszy włoski film 2016 roku. Jury nie mogło się mylić! Film w większości nakręcony został w jednym mieszkaniu, a opowiada o tym, co może się wydarzyć, gdy na jak wyjdą wszystkie nasze życia (publiczne, prywatne i sekretne). Ten film wejdzie na polskie ekrany dopiero w lutym 2017, więc jeśli będziecie mieć okazję, koniecznie go zobaczcie.
7 najgorszych filmów 2016 roku:
Od razu z góry przepraszam Was za to, co poniżej. Jest mi wstyd, że obejrzałam te filmy. Biję się w piersi (mea culpa) i obiecuję poprawę.
1. “Pięćdziesiąt twarzy Blacka” (reż. Michael Tiddes) – nie pytajcie dlaczego i jak to możliwe. Stało się! Miałam nadzieję, że to będzie parodia Greya, którego de facto nie oglądałam, a okazało się to takim shitem i żenadą, że wstyd mi było za ludzi, którzy śmiali się podczas tego filmu. Nie oglądajcie tego. Nigdy!
2. “Zoolander 2” (reż. Ben Stiller) – nie, nie i jeszcze raz nie. Szkoda czasu. Tego filmu nie ratuje nawet uroda Penelope Cruz.
3. “Siostry” (reż. Jason Moore) – chaotyczna, wulgarna i niby zabawna komedia amerykańska z bardzo żenującymi i słabymi żartami. Nie polecam!.
4. “Deadpool” (reż. Tim Miller) – ta komedia była tak zachwalana przez moich znajomych, że niestety dałam się namówić. Przepraszam, jeśli kogoś urażę, ale to nie moja bajka i nie mój gatunek filmowy. Nie lubię filmów, które nic nie wnoszą do mojego życia, a tutaj niestety nuda, bezsens i głupota sięgają dna.
5. “Londyn w ogniu” (reż. Babak Najafi) – zwiastun zapowiadał się całkiem nieźle, a wyszło bardzo słabo. Mało realny i pod koniec bardzo przewidywalny. Chyba ktoś chciał przenieść na ekran grę komputerową, ale słabo mu to wyszło.
6. “Życie nie gryzie” (reż. Lynn Shelton) – nie wiem co autor miał na myśli i co chciał przekazać, bo nic nie przekazał. Nudny jak flaki z olejem i bardzo słaby. Jeśli go nie oglądaliście, to nawet nie zaczynajcie.
7. “#Wszystkogra” (reż. Agnieszka Glińska) – pokładałam tak wielką nadzieję w tym filmie, że aż powstrzymywałam się, żeby nie wyjść z seansu przed zakończeniem. Jeśli to jest musical, to ja jestem Ali Babą (zobacz całą recenzję).
7 najlepszych książek przeczytanych w 2016 roku:
W stosunku do filmów, książek w tym roku “zjadłam” dość mało, bo coś w okolicach 30. No ale jak każdą wolną chwilę spędzało się w kinie, to nie ma się co dziwić, że nie zostawało czasu na książki. Nie mniej jednak, udało mi się znaleźć moje ulubione pozycje i w tym rankingu.
1. “Maria Skłodowska-Curie. Złodziejka mężów. Życie i miłości” (Iwona Kienzler) – to zdecydowanie najlepsza książka przeczytana w tym roku. Jestem oczarowana postacią naszej najsłynniejszej uczonej, o której wiedziałam bardzo mało zanim sięgnęłam po tę biografię. Polecam Wam tę książkę, bardzo bardzo! (cała recenzja tutaj).
2. “Ślepnąc od świateł” (Jakub Żulczyk) – nowa proza polska, która tak trzyma w napięciu, że chętnie zarwie się dla niej noc. Emocje gwarantowane! (recenzja tutaj)
3. “Na oceanie nie ma ciszy” (Dominik Szczepański) – nietypowa biografia polskiego kajakarza Aleksandra Doby, który przepłynął Ocean Atlantycki dwa razy, a to nie wszystkie jego osiągnięcia. Czyta się z otwartą buzią, nutką zazdrości i ogromnym szacunkiem. Jakimś dziwnym trafem po zakończeniu tej książki wszystkie marzenia okazują się łatwiejsze do zrealizowania (cała recenzja tutaj).
4. “Siła rozumu” (Oriana Fallaci) – wydana w 2004, wydaje się jakby została napisana wczoraj. Niezwykle aktualna, wstrząsająca i otwierająca oczy na to, co obecnie dzieje się w Europie i na świecie. Mocna i ostra, ale to w końcu dzieło Oriany. Ona mogła sobie pozwolić na swój (dosadny i szczery) punkt widzenia. Polecam!
5. “Lepiej. 21 strategii by osiągnąć szczęście” (Gretchen Rubin) – to mój pierwszy przeczytany poradnik w życiu i sięgnęłam po niego tylko dlatego, że mnóstwo osób wypowiadało się o nim bardzo pozytywnie. Wyjaśnia błahe z pozoru rzeczy, które jednak są dla nas ciężkie do usystematyzowania. Cieszę się, że przeczytałam ją pod koniec roku, bo wiem, że w 2017 będzie mi o wiele łatwiej wprowadzić w życie nowe nawyki.
6. “Życie na pełnej petardzie” (ks. Jan Kaczkowski, Piotr Żyłka) – wywiad ze św.p. księdzem Kaczkowskim. Niezwykle inteligentna i mądra rozmowa na temat życia, ideałów, przemijania i choroby. Pokazuje, że wiara, wierność i bycie przyzwoitym mogą iść w parze z silną osobowością (cała recenzja tutaj).
7. “Między miejscami. Z psem przez Afganistan” (Rory Steward) – opowieść/reportaż z pieszej podróży przez Afganistan. Otwiera oczy i uczy, że nie ocenia się ludzi na podstawie ich pochodzenia i własnych uprzedzeń (recenzja tutaj).
7 najgorszych książek nie będzie! A to dlatego, że w 2016 przyjęłam zasadę “nie tracę czasu na nudne książki” i jeśli jakaś lektura nie zainteresowała mnie po dotarciu do połowy, odkładałam ją na półkę (odnosiłam do biblioteki) i zaczynałam kolejną. Po prostu.
Podróże:
Nie potrafię usiedzieć na miejscu. 3 miesiące bez wyjazdu na jakieś (chociażby mini) wakacje to dla mnie męczarnia. 2016 rok obfitował w podróże – w nowe miejsca oraz w te dobrze już znane.
Początek roku rozpoczęłam od Belgii i zwiedzenia Antwerpii. Spróbowałam czekolady, wzniosłam toast za pomyślny rok moim ulubionym piwem Kriek i zjadłam potężną porcję najlepszych żeberek u Amadeusa.
Następnie nadszedł czas na Holandię i moje ulubione holenderskie miasto Utrech. Spacery znajomymi uliczkami, długie rozmowy z najlepszą przyjaciółką i nowo poznane miejsca. Nigdzie indziej herbata miętowa z miodem nie smakuje tak dobrze.
Krakus i Warszawa nie zawsze idą w parze, ale co ja na to poradzę, że w kwestii stolicy jestem niecodziennym krakusem. Stolicę lubię, a widokiem Pałacu Kultury i Nauki się zachwycam. Nie inaczej było w marcu podczas odwiedzin przyjaciółki.
Pierwszy raz w życiu odwiedziłam też Trójmiasto. I to dwa razy! Zauroczyłam się w Gdańsku, znalazłam moje ulubione miejsca i zrelaksowałam się na plaży w Sopocie. Bałtyk to nie Morze Śródziemne, ale też ma swój urok.
W czerwcu, po 11 latach wróciłam do Chicago i w końcu zapałałam do niego odwzajemnioną miłością. Poznałam lepiej historię miasta, odwiedziłam dawno nie widziane miejsca oraz zdałam sobie sprawę z tego, jak bardzo dorosłam. Dodatkowo udało mi się zobaczyć Wodospad Niagara i zwiedzić Park Yellowstone. To był piękny miesiąc w USA.
Koniec października spędziłam w Czechach, a dokładnie w Pradze, którą odwiedziłam po raz trzeci i mimo tego, że miasto znam dosyć dobrze, to udało mi się odkryć nowe miejsca (np. Biblioteka Clementinum). Najadłam się do woli smażonego sera i kupiłam zapasy kosmetyków w czeskiej Manufakturze. Czego można chcieć więcej?
Na koniec roku przypadła Sycylia i święta spędzone w pięknych Syrakuzach. Odwiedziłam moją Katanię, objadłam się rybami i pomarańczami, a na koniec tradycyjnie uroniłam łezkę, że czas wracać do domu.
7 najpopularniejszych wpisów na blogu:
Sprawdzając blogowe statystyki za ostatnie 7 miesięcy (bo tyle istnieje blog), zrobiłam taaaakie oczy. No ale cóż, statystyki nie kłamią. Wygrywa tekst, który ma najmniejszą liczbę komentarzy i mówi o jedzeniu. Czy to oznaka tego, że czas iść w kulinaria? Podróże radzą sobie najlepiej, zaraz za nimi są filmy i książki. W 2016 roku czytało mnie więcej mężczyzn niż kobiet (pozdrawiam wszystkich panów!!!). A najpopularniejsze teksty na blogu to:
1. Brazylijskie smaki – Carioca.
2. Co dał mi wyjazd na Erasmusa.
3. Z naturą za pan brat, czyli 2 dni w Yellowstone.
4. Podróżując w nieznane, czyli jedziemy do Yellowstone.
5. Goniąc marzenia, czyli jedziemy nad Niagarę.
7. 10 ważnych rzeczy, o których należy wiedzieć przed wylotem do USA.
Życzę sobie, aby za równe 12 miesięcy na mylittlepleasures.pl pojawiło się kolejne zestawienie.
Jakie były Wasze ulubione oraz najgorsze filmy i książki w 2016 roku? Może też zwiedziliście jakieś fantastyczne miejsca? Podzielcie się Waszymi ulubieńcami w komentarzach!
Recent Comments