Między miejscami. Z psem przez Afganistan” to druga po “Po Syberii” książka z serii “Orient Express” wydawnictwa Czarne, którą przeczytałam. Jak dobrze wiadomo, i jak pewnie można zauważyć po czytanych przeze mnie książkach, uwielbiam biografie i książki podróżnicze. Gdy więc zobaczyłam na półce w bibliotece tę pozycję, wiedziałam, że muszę ją przeczytać. Już samo słowo “Afganistan” przyprawia mnie o ciarki na plecach, co dopiero myśl o podróży przez ten kraj. Myśl o podróży na nogach to już jakaś abstrakcja. A jednak się da i co więcej – jest to ogromnie ciekawe przeżycie.

 

 

O czym jest książka?

“Między miejscami. Z psem przez Afganistan” to piękna, mądra i odważna podróż. Autor, Rory Stewart, podróżuje pieszo. Już sam fakt podróżowania używając do tego własnych nóg powinien być rzeczą niezwykłą. Założę się, że 85-90% społeczeństwa wybrałaby autobus, samochód, czy chociażby rower. A jednak nie. Rory idzie na nogach. Na miejsce swojej wędrówki nie wybiera Francji, czy Maroka, ale Afganistan. Podróżuje śladami dawnego cesarza Babura przez kraj, który jest dla nas tajemnicą.

20161110_170836

 

Afganistan znamy tylko i wyłącznie z tego, jak pokazują go media. Kraj islamu, talibów, wiecznych walk, agresywnych mieszkańców. Tak naprawdę nic o nim nie wiemy, “bo po co”. I nagle szkocki historyk jedzie do Afganistanu, aby w styczniu przejść ponad 600 km z Heratu do Kabulu. Czy to jeszcze odwaga, czy może już szaleństwo? Na to pytanie każdy czytelnik musi odpowiedzieć sobie sam. Jak dla mnie to coś na pograniczu odwagi i szacunku.

 

 

Moja (subiektywna) opinia

Jedno jest pewne, dzięki temu reportażowi poznajemy prawdziwe, najprawdziwsze oblicze państwa owianego bojaźliwą tajemnicą. Dowiadujemy się jakie ludy tam zamieszkują (Hazarowie, Tadżycy, Aimakowie czy Wardakowie) czy jak wygląda afgańska zima. Uczymy się, że nie wszyscy Afgańczycy to talibowie i że Islam nie jest religią nastawioną na zabijanie. Zauważamy, że skrajna bieda idzie w parze z otwartością, gościnnością i chęcią pomocy.

Ta opowieść, dziennik z podróży, otwiera nam oczy na nowa kulturę, religię, nieznany kraj. Pozwala zmienić światopogląd i odnieść się do tej podróży przez pryzmat własnego życia. Bo czy posiadając ciepły i wygodny dom byłbyś w stanie przejść na nogach kraj, który nie należy do najbezpieczniejszych? Co byś zrobił, gdyby talibowie grozili ci śmiercią i nie chcieli puścić dalej? Czy twoja zimna krew pozwoliłaby ci wyjść z takiej sytuacji cało? A co gdyby kolejni ludzie proponowali ci podróż samochodem? Skusiłbyś się czy zostałbyś wierny postawionemu sobie celowi i przyjętym wartościom?

Ta podróż to też wygranie ze sobą, z własnymi słabościami. Dwudziestomiesięczna lekcja siebie.
Pozostaje jeszcze kwestia celowości tej wędrówki. Pytanie “Po co idziesz do Kabulu na nogach?” pada chyba najczęściej z ust osób napotkanych po drodze. Jaki jest sens przejścia pieszo przez obcy kraj? Piesza wędrówka, która ma u kresu jakiś, indywidualny cel kojarzy nam się chyba tylko z pielgrzymką. No więc? A może ta podróż, której jesteśmy świadkami to też swego typu pielgrzymka? Pielgrzymka, podczas której poznajemy siebie, kraj, który nas gości. Pielgrzymka, podczas której Rory głęboko wierzy, że mu się uda. Uda mu się przeżyć i uda mu się przekazać innym swoją wiedzę o Afganistanie.

No i jest jeszcze pies Babur. Postrzegany przez miejscowych jako zwierze nieczyste, dla autora książki jest przyjacielem w podróży. Różnica między tym, jak traktuje go Rory a miejscowi jest ogromna i niezrozumiała. Warto jednak zrozumieć, że nie wynika ona z zimnego serca, a z zasad kultury Afgańczyków.

 

 

Czy warto?

Jeśli tylko lubicie nowe i jesteście ciekawi nieznanego, to musicie przeczytać tę książkę. Szczególnie polecam ją podróżnikom, marzycielom i tym, którzy lubią przekraczać granice. Na pewno nie będziecie zawiedzeni.

Odkrywczej podróży!

 

Zainteresowała Cię ta książka? Znajdziesz ją tutaj