Marzy mi się Gruzja. Marzy mi się taki porządny wyjazd do Gruzji. I jeszcze do Armenii, Czarnogóry i do Serbii. Póki co muszę się zadowolić kuchnią gruzińską. Przed wyjazdem do Stanów miałam ochotę na gruzińskie, po powrocie też mam na nie ochotę. Nic na to nie poradzę, czasem mam smaki na coś innego niż pizza.
W pewien ciepły, wrześniowy wieczór (czyli stosunkowo niedawno) wybraliśmy się z Kotem na spacer. I tak spacerując po Podgórzu i Kazimierzu natknęliśmy się na nową restaurację Chinkalnia, na rogu Podgórskiej i Mostowej. W tym miejscu była kiedyś czeska restauracja “Zlata Ulicka” i w sumie dobrze, że była, bo jedzenie tam było… co najmniej średnie (żeby nie powiedzieć – nieudane).
Do Chinkalni udaliśmy się nieco przed 21. Lokal był pustawy, zajęte były może 3-4 stoliki. Otrzymaliśmy menu i zabraliśmy się za wybieranie. Prosta, schludna i dosyć krótka karta bardzo ułatwiła nam zadanie. Duży plus za to, że jest w czym wybierać ale i że można szybko wybrać, bo z tym to my zawsze mamy problem.
Zdecydowaliśmy się na tradycyjne Chinkali, małe Chaczapuri po Megerelsku, Lula Kebab dla Kota i wątróbkę drobiową dla mnie. Całość podlaliśmy gruzińskim piwem.
Na zamówione rzeczy nie czekaliśmy długo. Najpierw przyszło Chaczapuri, czyli tak jak prosiliśmy. Cieplutkie, dopiero co wyjęte z pieca, złociste. Już po pierwszym kęsie poczułam, że to jest mój smak. Jedni będą mówić, że chaczapuri powinno być bardziej chlebowe, a tu ciasta prawie nie ma. Tak, to prawda, ale mi to akurat nie przeszkadza, a wręcz pasuje. Wolę donośny smak sera, niż ciągnące się ciasto, które trzeba żuć w nieskończoność i które pęcznieje w ustach. Może to nie do końca poprawne, ale ja tak mam. Jedno jest pewne, chaczapuri z Chinkalni dostaje ode mnie duży plus.
Po Chaczapuri dostaliśmy Chinkali. Jeśli ktoś nie wie, co to są chinkali to zapraszam tu, a jeśli ktoś nie wie jak się je powinno jeść, to niech się nie martwi. Na każdym stole widnieje mała i szybka instrukcja jak jeść Chinkali. Nie dość, że fajna graficznie to jeszcze pomocna 🙂 Chinkali są duże, starannie ulepione i poprawne w smaku. Poprawne to znaczy złe czy dobre? Dla mnie jest na plus. Dobrze doprawione mięso, rosół wylewający się z sakiewki i delikatne ciasto (które nie jest ani za grube, ani za cienkie. Jest w sam raz). Chinkali są pyszne i chciałoby się je jeść i jeść. Tylko te końcówki kleją się trochę nieprzyjemnie do palców. Ale to taki mały minus.
Kończyliśmy Chinkali, a na stół już przyszły dania główne. Lula kebab był w porządku. Mięso dobrze doprawione i upieczone, niby wszystko ok, ale ja się cieszę, że wybrałam wątróbkę. Kot wątróbki nie lubi, a raczej zbytnio za nią nie przepada, ale tym razem stwierdził, że żałuje, że jej nie wziął. Wątróbka była bowiem w sosie śmietanowym, a do niej pieczone ziemniaczki. Wyobraźcie więc sobie delikatny, kremowy smak wątróbki z cebulką i do tego idealny sos. Ach, poezja. Lepszych wątróbek nie jadłam. Naprawdę! No dobra, lepszych poza tymi mojej roboty 🙂
Chinkalnia jest restauracją, w której nie czeka się długo na zamówione jedzenie. Obsługa jest szybka, zwinna i sympatyczna. Jeśli więc wkurza Was wydłużone czekanie na zamówienie w innych restauracjach, tutaj będziecie zadowoleni.
Lokal sam w sobie jest nienachalny. Drewniane stoły kontrastują z białymi ścianami. Gdzieniegdzie widać zdarty tynk i pomalowane na biało cegły, do tego dołączają gruzińskie dekoracje i parawany z wydrukami z obrazów Pirosmaniego.
Czujemy, że jesteśmy w Gruzji, ale nie jest to przesadne uczucie (w końcu widok na Kładkę Bernardkę ściąga nas na ziemię). W tle słychać muzykę gruzińską. Jest fajnie, jest przyjemnie. Na środku lokalu mamy część barową, w której możemy podejrzeć powstające na miejscu dania. Niektóre z nich powstają tutaj, reszta na kuchni.
A obsługa? Jak wiadomo, nie lubię wybrać się na obiad/kolację do restauracji, w której jestem traktowana jak zło konieczne. Odbiera mi to ochotę na jedzenie i natychmiast pogarsza humor. W Chinkalni dziewczyny kelnerki są tak miłe i uśmiechnięte, że już samym uśmiechem mogłyby zachęcać do jedzenia. Doradziły i pomogły nam wybrać piwo do spróbowania. Zadowolone serwowały nam kolejne zamówione dania.
Jest jednak jeden duży minus. Za co? Ja wiem, że jesteśmy w Polsce i tu nie ma przesadnej kultury dbania o klienta, czy też pozwolenia klientowi na spokojnie dokończenie posiłku o pewnej porze. Co więcej, najchętniej wyrzuciłoby się takiego delikwenta z lokalu już na 30 minut przed zamknięciem. To nie Włochy, to nie Grecja. Ale uwierzcie mi na słowo, informowanie gości, że za 15 minut zamykamy i że trzeba się wcześniej rozliczyć jest jedną z tych rzeczy, dzięki której odechciewa się jedzenia. Nawet jeśli je się dobre dania, w miłym lokalu, w sympatycznej atmosferze. Warto nad tym popracować. Ja wrócę, bo mi smakowało, ale ktoś kto usłyszy, że należałoby się już zmywać, bo to ten moment, już więcej tu nie wróci. A szkoda, bo jedzenie jest naprawdę dobre.
Chinkalnia – ul. Podgórska 14
Kolacja dla dwojga osób z piwem – niecałe 100zł
Recent Comments