Nie mam w zwyczaju zaczytywać się w typowej literaturze kobiecej, a ściślej rzecz ujmując – w romansach. Jeśli mnie znacie lub od jakiegoś czasu czytacie MyLittlePleasures.pl to wiecie, że gustuję w biografiach, reportażach, literaturze faktu i książkach podróżniczych. Tak, to kompletnie nie ma nic wspólnego z romansami, ale… czasami przychodzi taki moment, że mam ochotę sięgnąć po lekką i wciągającą historię, która pozwoli mi przenieść się w inny świat.

Gdy wydawnictwo Szósty Zmysł zaproponowało mi przeczytanie tej książki jeszcze przed jej premierą, pomyślałam sobie “dlaczego nie?!”.
Po pierwsze – przyszła jesień, a z nią zimno, plucha i szarówka i w taką pogodę coraz częściej szukam czegoś przyjemnego. Po drugie – czasem warto wyjść poza ramy narzuconych sobie schematów.
A po trzecie – książki Corinne Michaels cieszą się w Stanach naprawdę dobrą opinią (specjalnie sprawdzałam to na Goodreads i Amazon), więc nie powinnam się zanudzić ani umrzeć z zażenowania.

 

 

O czym jest “Consolation”?

“Consolation” Corinne Michaels to pierwsza książka nowego wydawnictwa Szósty Zmysł, które powstało z myślą o kobietach i dla kobiet. Jej bohaterką jest piękna blondynka o imieniu Natalie. Kobieta ma wszystko – wymarzony dom, wspaniałego męża, żołnierza SEAL, i w dodatku oczekuje narodzin ich długo wyczekiwanej córeczki. Jej idealne dotąd życie legnie w gruzach w chwili, gdy Lee dowiaduje się, że jej mąż zginął podczas misji. Od tej pory nic już nie jest takie samo. Natalie ze szczęśliwej i zakochanej mężatki staje się zagubioną i zrozpaczoną wdową, która musi stawić czoła samotnemu wychowywaniu dziecka.
Pomagają jej w tym zaprzyjaźnione rodziny żołnierzy, dla których przyjaźń z pola walki znaczy więcej niż rodzina.

Liam, super przystojny i niezwykle uroczy przyjaciel zmarłego Aarona również stara się pomóc. Na początku są to drobnostki: stara się sprawić, aby na twarzy Lee pojawił się uśmiech, naprawia samochód byłego kumpla, wspiera dziewczynę podczas choroby jej dziecka i jest oparciem w gorszych chwilach. Jednak z dnia na dzień, ze spotkania na spotkanie, tę dwójkę zaczyna łączyć coś więcej niż przyjaźń. Miłość, która powoli rozkwita jest dziwna dla nich obojga. Nie wiedzą, czy mogą, czy powinni i czy tak wypada. Po wielu przemyśleniach i emocjonalnych potyczkach postanawiają spróbować, ale czy ich szczęście i piękna, rozwijająca się miłość ma szansę na happy ending? Tego musicie dowiedzieć się sami.

 

 

Fabuła i…

Przed lekturą “Consolation” wiele razy czytałam opinie, że to książka naładowana emocjami. Na początku myślałam, że to taki chwyt marketingowy, który ma przyciągnąć kobiety i zachęcić je do czytania. Sama przekonałam się, że faktycznie emocji tu jest sporo. Lee ze szczęśliwej małżonki, oczekującej swojego pierwszego dziecka zamienia się w rozżaloną i niepotrafiącą pogodzić się z tragedią dziewczynę. Towarzyszymy jej w pochówku męża, w stawaniu na nogi, w wychowywaniu Aarabelle (bo tak ma na imię jej córka), w pierwszym zauroczeniu po śmierci najukochańszego mężczyzny jej życia, w odkryciu mrocznej tajemnicy z przeszłości i w końcu w nowej miłości. Sama nie wiem, czy to szybko czy nie zakochać się w rok po śmierci najważniejszej osoby w życiu, ale wiem jedno – każdy ma prawo do ułożenia sobie życia na nowo i do normalnego funkcjonowania. Takimi samymi zasadami kieruje się Lee, której nie jest łatwo, bo sama nie wie, czy to jest w porządku wobec Aarona czy nie. Emocji w “Consolation” jest naprawdę dużo. Sama w kilku miejscach uroniłam łezkę, w innych serce biło mi jak oszalałe, a w jeszcze innych śmiałam się z żartów bohaterów.

Fabuła jest niby prosta, ale trzyma w napięciu. Nie ma tu wątków pobocznych, te są akurat zbędne. Jest za to wiele zwrotów akcji, które trzymają czytelnika w napięciu i sprawiają, że nie da się tak po prostu zamknąć książki i powrócić do normalnych obowiązków. Mnie “Consolation” wciągnęło na dobre i przeczytałam je w ciągu dwóch wieczorów, co zazwyczaj mi się nie zdarza. Chciałam też jak najszybciej stać się świadkiem szczęścia Natalie i zobaczyć, że miłość przezwycięży wszystko.

 

 

Bohaterowie

Corinne Michaels ciekawie kreśli swoich bohaterów. Nie są to nudne jednostki, a raczej osoby z krwi i kości. Mają swoje rozterki, radości, lepsze i gorsze momenty. Dowiadujemy się o ich przeszłości i jesteśmy w stanie w miarę szybko określić, czy ich lubimy czy nie, a z tym zawsze mam spory problem.
Natalie polubiłam od razu – prawie moja rówieśniczka, radosna i szczęśliwie zakochana, nagle doświadcza ogromnej tragedii. Było mi jej naprawdę szkoda. Nie irytowała mnie nawet tym, że aż za bardzo, jak na moje gusta, oczekiwała narodzin dziecka.
Za to Liam to facet, którego pragnie każda z nas. Przystojny, męski, szarmancki, romantyczny, zabawny, typowy “pan złota rączka”, który niczego się nie boi i zrobi wszystko dla wybranki swojego serca. Ma do Natalie anielską cierpliwość i znosi wszystko w imię wyższych celów. I w dodatku zależy mu nie tylko na Lee, ale również na Aarabelle. Czyż to nie ideał? Każda by się w nim zakochała.

Główną narratorką w książce jest Natalie, chociaż i Liam dostaje kilka razy możliwość opowiedzenia historii ze swojej perspektywy. Ciekawy zabieg literacki, który lubię w książkach tego typu.

 

 

Minusy

Nie myślcie sobie jednak, że książka ma same plusy. Kilka minusów też się znajdzie.

Po pierwsze, nie jest to lektura wyższych lotów, a więc i nie ma się co spodziewać nie wiadomo jakich opisów czy wypowiedzi. Język jest prosty, a dialogi krótkie i jak dla mnie dość podstawowe. Nie wiem, czy to wina tłumaczenia, ale miejscami czuć, że dana wypowiedź czy zwrot to typowa kalka z języka angielskiego. Osobiście, jako tłumacza, raziło mnie to w oczy i momentami czułam, że nie muszę czytać oryginału, bo doskonale wiem, jak on brzmi. Dodatkowo, w książce występuje dużo powtórzeń, które są irytujące. Miejscami miałam wrażenie, że Michaels traktuje swoje czytelniczki jak bezmózgie kobietki, którym trzeba tłumaczyć “jak krowie na rowie”, że ten Liam jest przecież taki super zabójczo przystojny, a Natalie coś do niego czuje, ale nie wie, czy może, bo przecież właśnie zmarł jej mąż. I tak kilka razy w ciągu lektury.

A po drugie, przeskok od żałoby do nowego okresu w życiu Natalie jest dosyć krótki. Niby przeżywamy z nią żałobę za mężem, którego tak bardzo kochała, a jednak już wtedy w jej głowie zaczęły pojawiać się myśli o możliwości pokochania kogoś nowego. Dla kogoś może to być minusem, dla mnie… sama nie wiem. Trochę kłóci się to z tą wspominaną wielką miłością, a z drugiej strony młoda kobieta, która musi być zarówno matką jak i ojcem dla swojego dziecka też ma prawo do znalezienia sobie miłości i czucia się kochaną.

 

 

Czy warto?

Książkę “Consolation” uważam za udany tytuł. Michaels, która sama jest żoną byłego oficera marynarki wojennej, wie o czym pisze i z jakimi emocjami mają do czynienia kobiety takie jak ona. Dzięki temu, nie mamy wrażenia, że historia jest wymyślona. To faktycznie mogło się wydarzyć.

“Consolation” polecam fankom romansów i tym z Was, które lubią sięgnąć czasami po coś lekkiego, ale i trzymającego w napięciu. Idealna na piątkowy wieczór spędzony w łóżku z herbatką, pod kocem, na jesienną pluchę i zimową szarówkę. Acha, bądźcie przygotowane na to, że po przeczytaniu tej części zechcecie od razu sięgnąć po “Conviction”. Historia Lee i Liama kończy się w taki sposób, że od razu zastanawiacie się co będzie dalej. Ja, szczerze mówiąc nie mogę się doczekać.

 

Za możliwość przeczytania książki dziękuję wydawnictwu Szósty Zmysł.
Jeśli zainteresowała Cię ta książka, możesz znaleźć ją tutaj