Na tegorocznym, 67 już, Międzynarodowym Festiwalu Filmowym Berlinale film w reżyserii Agnieszki Holland zdobył nagrodę Srebrnego Niedźwiedzia. Nagroda im. Alfreda Bauera przyznawana jest filmom fabularnym, które wyznaczają nowe perspektywy w sztuce filmowej. Jednakże “Pokot”, wyznacza także (a może przede wszystkim) nowe perspektywy niezwykle ważne w naszym obecnym życiu społecznym.

 

 

Nie wiem, czy gdyby nie ubiegłoroczny wyjazd do Parku Yellowstone, ten film (kryminał i thriller o zabarwieniu społecznym) przejąłby mnie aż tak bardzo, do szpiku kości. Od zawsze byłam wrażliwa na zwierzęta i ich cierpienie. Każde wakacje jako dziecko spędzałam na wsi w towarzystwie koni i krów, karmiąc świnki i kurki. Ale to nie jest dzika zwierzyna, na którą się poluje. W momencie gdy jesz kolację z bizonem, obserwujesz spacerujące o świcie sarny i jedziesz ramię w ramię z idącym obok ciebie jeleniem, to masz poczucie, że ta prawdziwa natura powinna pozostać nienaruszona. Że ma ona takie samo prawo do egzystencji jak świat człowieka, który nie może sobie jej zawłaszczyć.

 

Ekologiczne i społeczne problemy obecnego świata porusza właśnie “Pokot”. Film wyreżyserowany na podstawie powieści Olgi Tokarczuk “Prowadź swój pług przez kości umarłych” przybliża nam polskie, małomiasteczkowe realia. Akcja rozgrywa się w Kotlinie Kłodzkiej, krainie dziewiczej i malowniczej natury. Główną bohaterką jest Duszejko, Janina Duszejko, emerytowana pani inżynier niegdyś budująca mosty w Syrii, obecnie dorabiająca ucząc dzieci języka angielskiego. Interesuje się astrologią, jest wegetarianką, żyje w zgodzie z naturą i próbuje występować w obronie tych słabszych, czyli naszych mniejszych dzikich braci.

 

Jest ona niezwykle wrażliwa na cierpienie zwierząt i nie może zrozumieć, jak można zabijać zwierzęta dla ludzkiego widzimisię. Z przykrością obserwuje to, co wyprawia się np. na lisiej farmie. Miarka przebiera się w momencie, gdy giną jej dwie suki. Od tego wydarzenia Duszejko za wszelką cenę stara się bronić zwierzęta. Niedługo po tym umiera jej sąsiad “Wielka Stopa”, zapalony kłusownik, a zaraz po nim w niewyjaśnionych okolicznościach umierają inne lokalne osobistości związane z myślistwem. Czy za tym wszystkim może stać zwierzęca chęć odegrania się za ludzkie przewinienia? Tego nie zdradzę. Powiem tylko, że karma wraca.

 

“Pokot” nie jest filmem czystym gatunkowo. Mamy tu do czynienia z kryminałem, który miejscami wchodzi w mariaż z thrillerem. Holland pokusiła się dodatkowo o liczne flashback’i, które mają nam przybliżyć opowiadaną w danym momencie historię. Czy był to dobry pomysł? Jak dla mnie nie za bardzo. Te odwołania do przeszłości trochę burzą jednolitość historii, a niekiedy pojawiają się znikąd i zmuszają widza do zastanowienia się “o co tutaj chodzi”.
Dzięki sielankowym scenom (których jest niewiele, ale są) można odetchnąć na chwilę i pośmiać się. Czarny humor, który w filmie jest miejscami mocno zarysowany, świetnie podkreśla nasze polskie przywary.

I właśnie o tej czarnej stronie polskości zdaje się mówić Agnieszka Holland. Lubimy mięso, ale brzydzimy się zwierzęcej krwi. Jesteśmy tolerancyjni, ale tylko do takiego stopnia, jaki nam pasuje. Nie popieramy łamania prawa, ale też nie zrobimy nic, żeby wyrazić swoją dezaprobatę. Wolimy stać z boku i nie wychylać się, bo tak jest bezpieczniej.
Małomiasteczkowość pokazana przez Holland aż boli. Świetnie pokazuje, że ci mniejsi i biedniejsi nie mają nic do gadania w starciu z lokalnymi władzami. Przekupni strażnicy prawa człowieczego i religijnego, którzy za nic mają sobie prawa zwierząt i chętnie uczestniczą w krwawych polowaniach symbolizują zło i upadek wyższych wartości. Smutne i, niestety, tak bardzo na czasie.

 

“Pokot” dla jednych może być protestem ekologów, dla innych miotaniem się starej, szalonej baby. Wydaje się, że Agnieszka Holland chciała zawrzeć w swoim najnowszym filmie dwie, największe bolączki obecnego świata. Ci, którzy walczą o naturę traktowani są przez innych jak wariaci. Jeśli jest to starsza, samotna kobieta, tym gorzej. Uznaje się ją za nienormalną. A czy czasami tymi “nienormalnymi” nie są ci, którzy stoją po drugiej stronie barykady? Mamy tutaj do czynienia również z obrazem samotnej starości – zarówno tej żeńskiej, jak i męskiej. Przedstawione inaczej, ale czy nie podobnie? Warto się nad tym zastanowić.

 

W “Pokocie” występuje plejada polskich aktorów – Agnieszka Mandat, dawno nie widziany Wiktor Zborowski, świetny jak zawsze Tomasz Kot, Borys Szyc, uroczy Jakub Gierszał, Andrzej Grabowski, Marcin Bosak, Andrzej Konopka oraz aktorzy z Czech – Miroslav Krobot oraz Patrycia Volny. Postaci są dobrze zarysowane, ale da się zaobserwować mocny podział na dobro i zło. Jeśli ktoś jest zły, to trudno będzie w nim znaleźć jakiekolwiek cechy dobra. Inaczej jest z dobrymi bohaterami – ich złe czyny są łatwiejsze do wytłumaczenia, a w ostateczności i tak rozumiemy, że robią to, co robią w imię wyższej idei.

 

Ogromne brawa dla Agnieszki Mandat za rolę Duszejko, która nie jest tak jednowymiarowa jakby się mogło wydawać. Jednych będzie denerwować ta szalona zwolenniczka przyrody, drudzy będą się nią zachwycać i nieco jej zazdrościć – wolności, pasji, odwagi i miejsca, w którym mieszka. Koniec końców, każdy ją polubi. Charakteryzacja, jaką Agnieszka Mandat przeszła przy okazji tej roli, zasługuje na uznanie. Wydawać by się mogło, że aktorka nareszcie dostała rolę, dzięki której w pełni może pokazać na co ją stać. 

 

“Pokot” to ukłon w stronę Kotliny Kłodzkiej. Mało się o niej mówi i słyszy, aż tu nagle zdajemy sobie sprawę, że tak piękną i dziewiczą naturę mamy na wyciągnięcie ręki. Genialne zdjęcia są zasługą Jolanty Dylewskiej. Ujęcia tych krajobrazów (lasów, łąk i wzgórz) z powodzeniem mogłyby znaleźć się na widokówkach z Kotliny Kłodzkiej.
Film obejmuje wszystkie pory roku, dzięki czemu widzimy jak zmienia się ta kraina, jak ewoluuje przyroda, jakie zwierzęta w niej można spotkać (i, niestety, na jakie i kiedy można polować). Kamera pięknie ujmuje tutaj naturalne światło – sceny o wschodzie i zachodzie słońca, światło zimowe i letnie. To wszystko działa na widza i pozwala mu lepiej “zaprzyjaźnić” się ze zmieniającą się naturą.

 

No i w końcu muzyka. Muzyka w “Pokocie” podkreśla każdą scenę. Tę mroczną uwydatnia, tej lekkiej akompaniuje. Pokusiłabym się o stwierdzenie, że muzyka też obrazuje tu cztery pory roku. Motyw, który słyszymy na jesieni, jest inny od tego zimowego i letniego. Najmocniejszym, muzycznym, punktem kulminacyjnym jest sam koniec filmu i wykonanie piosenki myśliwskiej “Pojedziemy na łów” w wykonaniu chóru chłopięcego. Po tym, co właśnie zobaczyliśmy na ekranie, przechodzą nam ciarki po plecach i bierze wstręt, że już małe dzieci nucą ją pod nosem, nie rozumiejąc dobrze o czym opowiada.

 

“Pokot” nie jest filmowym arcydziełem, pod koniec historia zaczyna się trochę rozjeżdżać i realizm przechodzi w świat lekko idylliczny. Jednak nie o to tutaj chodzi. Agnieszka Holland zmusza do zastanowienia się nad rolą człowieka w obecnym świecie i nad jego znaczeniem. Czy człowiek może być Panem Bogiem i czy ma prawo do decydowania o tych, którzy nie mają głosu? Czy istnieje jakiekolwiek wytłumaczenie i przyzwolenie na polowanie i zabijanie niewinnych zwierząt? Czy myślistwo nie jest przypadkiem lekkomyślnym “sportem”, którzy sami zainteresowani nazywają tradycją?
“Pokot” zadaje także pytania o samotną starość i o naszą społeczną postawę. Bo czy widząc wszechobecne zło i łamanie prawa stajemy do walki czy może przyglądamy się w spokoju czekając, aż coś się wydarzy?
Czym to może skutkować w przyszłości? Chyba wolę sobie tego nie wyobrażać.