Krosno, Tarnów, Częstochowa, Słupsk, Koszalin, Suwałki, Piła, Nowy Sącz, Kalisz. Te miasta łączy jedno – to, między innymi, one w 1999 roku utraciły status stolicy województwa. Jak się w nich żyje i czy ktoś, oprócz mieszkańców, jeszcze o nich pamięta? Na te i inne pytania próbuje odpowiedzieć Filip Springer w książce i projekcie “Miasto Archipelag”.

 

 

O czym jest książka?

Przed rozpoczęciem pisania książki, Filip Springer stworzył projekt internetowy o mało mówiącej nazwie “Miasto Archipelag”. Później powstała strona www oraz fan page na Facebooku, a sam autor zaprosił do swojego przedsięwzięcia ludzi z byłych miast wojewódzkich, aby pisali oni o swoich miejscowościach.

Jak wynika z informacji na stronie http://miastoarchipelag.pl/: “Miasto Archipelag to projekt reporterskiej podróży Filipa Springera po dawnych stolicach województw. To jednocześnie pierwszy w Polsce dokumentalny eksperyment, który wykorzystuje internet, media społecznościowe, a także ścisłą współpracę z opiniotwórczym tygodnikiem i rozgłośnią radiową. Jego kulminację stanowi publikacja reporterskiej książki“.

I to właśnie ta książka opowiada historię 31 miast współczesnej Polski, które wraz z nastaniem 1 stycznia 1999 roku utraciły status stolicy województwa. Filip odwiedza te miasta, przygląda się im z bliska, rozmawia z mieszkańcami i pokazuje je bez cienia oceny.

 

Post-wojewódzkie miasta były stolicami swoich regionów przez 24 lata. Podział administracyjny na 49 województw zaczął obowiązywać 1 czerwca 1975 roku i okazał się dla nich prawdziwym awansem na mapie Polski. Zwiększył przyrost ludzi, rozwinął przemysł i poprawił koniunkturę. Większość miast zaczęto unowocześniać i rozwijać na swój, często kontrowersyjny dzisiaj, sposób. W Koszalinie, na przykład, wyburzono jedną stronę rynku i wybudowano na jej miejsce czteropasmową ulicę. 

W swoich ponad 20 reportażach Filip Springer nie tylko przedstawia losy miast po podziale z 1999 roku. Robi jeszcze jeden krok w tył i opowiada o tym, jak byłe stolice przygotowywano do wejścia w nową rolę, w 1975 roku właśnie. Oprócz historii miast i przestawienia ich architektury mamy też, a może przede wszystkim, do czynienia z historiami ich mieszkańców. Poznajemy życia tych, którzy starają się wiązać koniec z końcem w wymierających miastach, w cieniu zamkniętych fabryk czy kopalń. Jedni narzekają, tęsknią i żałują minionych lat, inni widzą przyszłość i potencjał własnych miast, chętnie do nich wracają i otwierają swoje małe (a niekiedy i międzynarodowe) prywatne projekty. 

 

“Najciekawszą rzecz o mapie administracyjnej Polski usłyszałem w Kaliszu. 
– Poznań jest naszą stolicą, ale ja daję głowę, że żaden kaliszanin nie powie, że się czuje Wielkopolaninem – wyznał mi lokalny historyk Maciej Błachowicz – Nie. My jesteśmy tylko kaliszanami, a to jednak oznacza wielką samotność.”

 

Nie mamy tu alfabetycznego spisu miast. Teksty są ułożone bez jakiegoś konkretnego porządku. Każdy jeden rozdział to opowieść o danym problemie, na który można spojrzeć z perspektywy ośrodków, których dotyka. Z Piły jedziemy do Kalisza, z Kalisza do Krosna, a z Krosna do Słupska. Krótkim przerywnikiem pomiędzy reportażami są mini rozdziały “Z drogi”, których bohaterem jest autor. Przybliża tymi fragmentami urywki ze swojej podróży. Niektóre z nich śmieszą, inne wprawiają w zadumę, ale każdy z nich jest swoistą esencją polskości. 

 

 

Moja (subiektywna) ocena

Na reportaż “Miasto Archipelag. Polska mniejszych miast” trafiłam przypadkiem dzięki akcji Czytaj.pl. Przeczytałam, że reportaż, że o polskich małych miastach, że ma bardzo dobre opinie i uznałam, że szkoda nie skorzystać. Wzięłam się za lekturę i po pięciogodzinnej podróży pociągiem miałam za sobą już 70% książki.

Wciągnęła mnie. I to bardzo. Pamiętam przecież czasy, kiedy w Polsce było 49 województw. Byłam wtedy mała, ale potrafię sobie przypomnieć podróże koleją z Krakowa (stolicy dawnego województwa krakowskiego i obecnego małopolskiego) do Krosna (w dawnym województwie krośnieńskim), które trwały koło pięciu godzin. W czasie każdej z nich obiecywałam sobie, że nauczę się na pamięć nazw wszystkich czterdziestu dziewięciu województw. Nigdy mi się to nie udało, było ich po prostu za dużo. 

Po trosze wychowałam się w Krośnie i na własne oczy widziałam, jak ze stolicy województwa staje się zwykłym miastem. Zapomnianym i sprowadzonym do poziomu zaścianka. Teraz, gdy patrzę jak się zmienia i jak rozkwita, cieszę się, że jego mieszkańcy widzą w nim (i w samych sobie) potencjał, który trzeba wykorzystać. Byłam ciekawa jak wygląda to w innych miastach-archipelagach. Reportaże Filipa Springera wzbudziły moją ciekawość, odpowiedziały na kilka pytań, pozostawiły lekki niedosyt i sprawiły, że sama mam ochotę wybrać się w podróż, aby poznać te miasta i poobserwować jak toczy się w nich życie. 

Reportaże Springera są obiektywne, autentyczne i wiarygodne. Nie wyczerpują wszystkich tematów, jakie można by podjąć w dyskusji, dotyczącej stolic post-wojewódzkich, ale są do niej bardzo dobrym wstępem. 

 

“Radom jest czarną owcą wśród polskich miast. Znamienne, że od tego czasu do końca PRL jedyną ukończoną w mieście inwestycją finansowaną ze środków centralnych było więzienie. Na to nałożyła się zapaść po 1989 roku. W ciągu minionego ćwierćwiecza krnąbrny Radom z jednego z najważniejszych ośrodków przemysłowych w kraju stał się ogólnopolskim symbolem biedy i beznadziei. Pozostał chłopcem do bicia, tyle że teraz nie miał się już nawet jak odmachnąć.”

 

 

Czy warto?

“Miasto Archipelag” to świetna pozycja historyczno-społeczna, która odpowiada na wiele pytań, dotyczących życia we współczesnej Polsce. Myślę, że w setną rocznicę odzyskania niepodległości warto wiedzieć, jak wygląda szara codzienna rzeczywistość w innych, mniejszych miastach. Bo Polska to nie tylko Kraków, Warszawa, Gdańsk czy Wrocław. To też miasta-archipelagi, na które reszta naszego kraju patrzy z lekką pogardą, wypowiadając się o nich kpiąco czy żartobliwie. A przecież i w nich też można odnieść sukces. Sukces, który smakuje lepiej, bo w końcu osiągnęło się go u siebie. 
Życzyłabym sobie, żeby po reportaże Springera sięgnęli wszyscy. Ale żeby wzięli je sobie do serca ci, którzy pochodzą z miast archipelagów i mają na tym punkcie wiele kompleksów. Dzisiaj migruje się z mniejszych miast do większych ośrodków, ale w przyszłości ten trend społeczny może się całkowicie odwrócić. Bo miasta-archipelagi też mają swój potencjał. Trzeba tylko go odkryć, uwierzyć i dać mu szansę. Przekonano się o tym w Zamościu czy w Suwałkach. Ciekawa jestem, które miasto będzie kolejne. 

 

Zainteresowała Cię ta książka? Znajdziesz ją tutaj