Teneryfa.
Od zawsze kojarzyła mi się z egzotyką, z ciepłymi krajami i pięknymi kolorami. Wyspy Kanaryjskie zresztą tak samo. Nie ciągnęło mnie tam specjalnie. Nie zależało mi, żeby w najbliższym czasie ją odwiedzić. Wulkan zaliczyłam na Sycylii, palmy też już widziałam, a i smak owoców opuncji figowej nie był mi obcy. W dodatku zniechęcał mnie ten wszędobylski język hiszpański. Nie lubię jak Hiszpanie seplenią wymawiając każde “s”. Myślałam, że tu będzie podobnie.

Teneryfa.
Została w końcu wzięta pod uwagę. Miejsce ucieczki i miejsce spotkania. Od tej pory to miejsce niezwykłe. Trochę magiczne, trochę zwyczajne, trochę zanadto turystyczne. Wyspa. Z wyczuwalną wyspiarską atmosferą i z wyspiarskim usposobieniem mieszkańców. Inaczej niż na lądzie, specyficznie jak na wyspie.

Teneryfa.
Pozwoliła mi zrozumieć, że prawdziwa przyjaźń trwa pomimo i na przekór. Że nie ma rzeczy niemożliwych. Że moje serce ma charakter wyspiarski. Że “nigdy” potrafi czasem spłatać figla.

 

Teneryfa miała prawo kojarzyć mi się egzotycznie. Ten mały skrawek ziemi, który da się objechać dookoła w jeden dzień, potrafi zaskoczyć. W ciągu dwudziestu czterech godzin można się tu poczuć jak na Hawajach, w Nowej Zelandii lub w Indonezji, w dżungli, w lesie tropikalnym, na pustyni, w Kolumbii czy nad polskim morzem. To wszystko dzięki różnorodności klimatu i krajobrazu. Góry (suche lub soczyście zielone) ustępują plażom, a te z kolei kłaniają się przed El Teide. Postawny, wyniosły, górujący nad wszystkim czynny wulkan.

Miasta i miasteczka mają swoją historię, a ich życie toczy się powoli. Tu nikomu się nie spieszy. Nawet turyści przestają żyć pod presją czasu. Mieszkańcy zatracają się w przypadkowej dyskusji w barze pijąc trzecie z rzędu barraquito. Co z tego, że słodkie. Im to nie przeszkadza! Osładza ich życie i jest pretekstem do rozmowy. Uśmiechnięci, zadowoleni, niczym się nie przejmują. Tylko ocean wydaje się być niespokojny.

 

 

Teneryfa. 
Mała wyspa gdzieś na środku oceanu. Nie znam jej za dobrze. Poznałam ją przypadkiem, ale to wystarczyło, żeby przyrzec jej, że jeszcze się zobaczymy. Jeszcze tam wrócę. Jeszcze podyskutujemy przy barraquito, jeszcze stukniemy się szklaneczkami likieru bananowego. Kto wie, może zdarzy się to szybciej niż nam się wydaje.

 

Zobacz także: 
Teneryfa od kuchni, czyli co warto zjeść 
Teneryfa w pigułce, czyli mini przewodnik po wyspie
Trzy dni na Teneryfie – co warto zrobić?