Meksyk to jedno z moich największych podróżniczych marzeń. Marzę o odwiedzeniu Mexico City, opalaniu się na plaży w Cancun, zjedzeniu prawdziwego burrito czy enchilady, zwiedzeniu muzeum Fridy Kahlo oraz o uczestniczeniu w święcie Santa Muerte wraz z tubylcami. Meksykanie spotkani w Stanach dali mi się poznać od swojej bardzo patriotycznej strony. Mają swoje dzielnice, muzea i sklepy; szanują swoje tradycje i na każdym kroku pokazują przynależność do swojej grupy etnicznej. Chciałabym skonfrontować ten widok amerykańskiego Meksykanina z prawdą. Z powodu tęsknoty za daleką podróżą i chęcią poznania nowej kultury sięgnęłam po zbiór reportaży o Meksyku właśnie. Ilu nowych rzeczy się dowiedziałam i czy lektura tej książki zmieniła moje nastawienie do tego kraju?
O czym jest książka?
“Podmiejskim do Indian. Reportaże z Meksyku” to, jak podpowiada sam tytuł, zbiór reportaży z i na temat Meksyku, którego autorem jest Piotr Grzegorz Michalik. W jego książce poznajemy Meksyk z trochę innej strony. To nie kraj z problemem emigracyjnym, ogromną przestępczością czy pięknymi plażami. Raczej miejsce, gdzie tradycja splata się z nowoczesnością, gdzie prekolumbijscy bogowie i pogańskie rytuały ustępują Santa Muerte i Najświętszej Panience z Gwadelupy, gdzie Indianie to silna i niezależna mniejszość kulturowa, mieszkająca obok Meksykanów.
No właśnie – Indianie. W Meksyku jest ich nadal dosyć duża społeczność, która żyje według swoich wierzeń i zasad, a do których można podjechać, dosłownie, podmiejskim autobusem.
Michalik w ośmiu rozdziałach opowiada czytelnikowi jak wygląda ówczesny Meksyk, jakie ma problemy i jak sobie z nim radzi. Dzięki niemu uczestniczymy w święcie Santa Muerte, które jest jednym z najbardziej popularnych świąt w kraju. Podobiznę czaszki można spotkać dosłownie wszędzie – na specjalnie dedykowanych “Szczuplutkiej” ołtarzach, na koszulkach czy na obrazach. Modlą się do niej studenci przed egzaminami, prostytutki czy policjanci. Santa Muerte ma też czasopismo poświęcone swojej osobie. Tak, dobrze czytacie. Bo Święta Śmierć to nie jest jakiś tam zwykły kościotrup z kosą, to prawdziwa dama ubrana w najbardziej kolorowe stroje, pióropusze czy wymyślną biżuterię.
Dalej poznajemy wierzenia miejscowych na temat ludzkiej duszy. Dowiadujemy się kto i dlaczego może ją ukraść. Jest też wątek o muxe, czyli trzeciej płci i jej wariantach. Dużo tu seksualności i opowiadań na temat codziennego życia kobiety w ciele mężczyzny. Historie smutne, ale prawdziwe, bo prostytucja muxe i HIV to w ich przypadku zwyczajna codzienność, a nie wymyślona legenda.
Autor przybliża również temat lokalnego narkobiznesu, który nierzadko równa się przemocy, morderstwom i obrzydliwym żartom karteli narkotykowych. Jest też rozdział o turystyce psychodelicznej związanej z LSD, grzybami halucynogennymi i wywarem ayahuasca.
Moja (subiektywna) opinia
Książkę “Podmiejskim do Indian” czyta się bardzo szybko i lekko. Historie w niej opisane są niezwykle zajmujące i interesujące (pod warunkiem, że kogoś naprawdę ciekawią).
Piotr Grzegorz Michalik to nie zwykły dziennikarz czy reporter. Autor jest antropologiem i widać, że jego wykształcenie pomaga i ułatwia mu kontakt z miejscowymi, chociaż na temat antropologów Indianie z Meksyku zdążyli już wyrobić sobie opinię i wymyślić odpowiednie żarty. Michalika nie interesuje skandal i dramatyczna sytuacja. Wręcz przeciwnie – przedstawia on kulturę widzianą oczami większej ilości osób, nie garstki czy pojedynczego osobnika. Dzięki temu mamy ogląd na sytuację z szerszej perspektywy.
“Z ilu członków składa się przeciętna indiańska rodzina? Z dwunastu. Z babci, dziadka, ojca, matki, piątki dzieci, dwóch psów i antropologa.”
Michalik przybliża czytelnikowi tematy, o których się nie mówi, albo mówi się za mało. Dowiadujemy się sporo na temat zwyczajnej meksykańskiej codzienności, lokalnych wierzeń, problemów i tradycji.
Opisy są zwięzłe, napisane przystępnym językiem. Nie brak w nich humoru i autoironii. Książka nafaszerowana jest również zdjęciami, co ułatwia odbiór czytanych historii i pomaga w ich wyobrażeniu.
“Kukurydza nieprzerwanie od tysięcy lat jest podstawą wyżywienia tubylczej ludności Meksyku. Tzotzile uważają, że kukurydza, podobnie jak ludzie, ma pewien rodzaj duszy. Kukurydzianym sercem jest kolba. Uprawa i przetwarzanie kukurydzy nadają cykliczny rytm codziennym i sezonowym zajęciom.”
Czy warto?
Uważam, że przytoczony zbiór reportaży powinny przeczytać wszystkie osoby zainteresowane podróżami do odległych i nieturystycznych miejsc. Polecam ją również tym, którzy interesują się kulturą Meksyku, planują tam swoją podróż oraz tym, którzy chcą poszerzyć swoje horyzonty i dowiedzieć się czegoś na temat dalekich i mało popularnych ludów, tradycji i wierzeń. “Podmiejskim do Indian” pozostawia lekkie uczucie niedosytu, ale dla mnie to nie minus. Dla mnie to zachęta do sięgnięcia po więcej.
Zainteresowała Cię ta książka? Znajdziesz ją tutaj.
Recent Comments